piątek, 29 listopada 2013

12. - Widok na świat

[ NIALL ]

       Krzyk czarownicy rozbrzmiewał echem po ciemnej otchłani urwiska. Moje towarzystwo przestępowało z nogi na nogę i wyraźnie widziałem, że nie mogą uwierzyć, co się wydarzyło. Wszyscy wgapiali się bezmyślnie z dół urwiska. Może planowali jak uratować Hayley? Czy w ogóle da się ją uratować? Nie wiem, o czym myśleli. Nigdy nie zrozumiem toku myślenia tych krwiopijców. W końcu sam fakt, że demon z mojej grupy zakochał się na zabój, to już coś niespotykanego. Przeważnie spotykam demony zauroczone, niejaki Zayn jest zakochany. To bardzo duża różnica. Fakt, że ukochana demona właśnie została wciągnięta przez ciemność, bardzo pobudziła demona. Chodził niespokojnie, aż w końcu opadł na kolana. W geście wyczerpania czy bezradności? W każdym bądź razie, my wszyscy, zebraliśmy się, aby zrobić szybką akcję ratowniczą. Ja, nawet nie wiedząc, w co się pakuję, odchrząknąłem zwracając na siebie uwagę, poczekałem, aż wszyscy spojrzą na mnie. Wtedy szybko i zdecydowanie przemówiłem, w którym zgłosiłem się na ochotnika na pewną śmierć.

- Mam skrzydła. Polecę w dół urwiska, by uratować Naznaczoną.

- Ma na imię Hayley. - usłyszałem wściekły szept demona. Ne zareagowałem jednak, tylko stanąłem na skraju urwiska i po rozłożeniu skrzydeł, zgrabnie poleciłam na samo dno.

      Ciemność szeroko rozciągająca się spod moich skrzydeł bardzo mnie zadziwiała. Zawsze było jakieś źródło światła. Choćby maleńkie. i właśnie to wydawało mi się dziwne, a nawet podejrzane. Całkowita ciemność przyciąga ciekawość, ale strach ją odpycha. Może przyciągnięcie nas tutaj było zamierzane? Naznaczona, gdy kierowała się w tą stronę, miała szarego koloru aurę. To oznacza niepewność, ale taką aurę mają często istoty zahipnotyzowane przez wampiry. Ale czarownicy nie da się zahipnotyzować...

      Skończyłem swoje rozmyślania, gdy ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem zapaloną pochodnię. Zdziwiłem się, bo wcześniej jej nie widziałem, a zauważyłem, że przed chwilą została zapalona. Podleciałem bliżej i stanąłem na nogi, stąpając po kamiennym wejściu... do groty? Schowałem skrzydła, a do ręki włożyłem zapaloną pochodnię. Ostrożnie stąpając zagłębiałem się we wnętrzu groty...

Krzyk.

       Gwałtownie stanąłem i odruchowo obejrzałem się za siebie. Nic oprócz otaczającej mnie ciemności. Próbowałem zlokalizować źródło dźwięku, jednak nawet moje anielskie umiejętności nie zadziały. Z pewną niechęcią ruszyłem dalej.

Kolejny krzyk.

      Moje serce zatrzymało się na dźwięk tego krzyku. Drżącym ruchem odwróciłem się za siebie, w celu upewnienia, a odwracając się do kierunku swojej drogi, poczułem silne uderzenie w głowę. Tu nie mogła zadziałać tarcza ochronna. Była to czysta istota. Chochlik.


***


      Obudziłem się na nieznanej mi polanie. Moja głowa pulsowała od bólu, a ja przekręcając się na drugą stronę poczułem ból także w prawej nodze. Odruchowo złapałem się za nią i pomasowałem ją lekko, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Boli? - usłyszałem delikatny głos przy moim uchu.

      Podskoczyłem lekko. Nawet nie zauważyłem obecności jakieś istoty koło mnie. Zajęty byłem zagłuszaniem bólu. Spoglądając na przemawiającą do mnie istotę, zacząłem żałować, że nie zauważyłem jej wcześniej. To był elf. A raczej elfka. Wysoka, o blond włosach i promiennym uśmiechu. Nie mogłem mieć lepszego wybawiciela.

- Nie przedstawiłam się. Effy. - podała mi rękę uśmiechając się szeroko.
- Niall. - odwzajemniłem uścisk.

       Effy przyglądała mi się badawczo, a ja z trudem odwróciłem od niej wzrok. Wstałem, otrzepałem się z piasku i okręcając się dookoła własnej osi, rozglądałem się po polanie. Była bardzo zadbana, a trawa naokoło cieszyła się swoją zielenią. Ja, wytężając wzrok na północ, zobaczyłem skrawek małej chatki. Zaciekawiłem się tym widokiem, a elfka zauważając mój wytężony wzrok, stanęła obok mnie i wpatrując się w moje oczy, zaczęła mówić:
- Mój chochlik ogłuszył cię w jaskini, ponieważ szukałeś źródła tajemniczych krzyków, a ty pod żadnym pozorem nie mogłeś znaleźć tego miejsca. A z uwagi na to, że moje zwierzątko jest dość złośliwe wpadło na pomysł, aby cię ogłuszyć, niż tłumaczyć czemu masz tam nie iść. Zaciągnęłam cię na tą polanę, bo zostawiając cię w tamtej jaskini, na pewno byś umarł. A ja nie mogłam na to pozwolić. - Effy uśmiechnęła się do mnie. -  Tutaj będziesz bezpieczny. Na razie nie mogę pozwolić ci wrócić do swoich towarzyszy. Musisz zostać tutaj na pewien czas... Nie martw się o Wybawicielkę, jest bezpieczna.

- Kim jest Wybawicielka? - zapytałem nie mogą zrozumieć, o kim mowa.
- Mówicie na nią Naznaczona. - wyjaśniła mi elfka. - A teraz chodź. Musisz wypocząć. Mam w planach pokazać ci wiele przepięknych miejsc na wyspie.

      Effy złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę małej chatki. Gdy weszliśmy do środka, uderzył we mnie mocny zapach morskiej bryzy. Zobaczyłem otwarte okno, a podchodząc do niego, ku mojemu zaskoczeniu rozpościerał się ocean. Stałem i wgapiałem się w ten widok, a moja wybawicielka stanęła koło mnie i oparła łokcie na parapecie.

- Jak byłam mała, tata opowiadał mi, że za tym oceanem, jest świat, którego nawet sobie nie wyobrażałam. Że są istoty o których nie śniłam i o których nie słyszałam. Że za oceanem jest świat kompletnie inny od mojego. To prawda? - Effy podniosła głowę, by spojrzeć na mnie.

- Tak, to prawda. Mój świat mocno różni się od twojego. W moich świecie nie ma tyle zieleni jak tutaj. W moim świecie jest dużo nienawiści i wrogiego nastawienia. W twoim świecie istoty cieszą się życiem, jakby to był ostatni dzień ich życia. W moich świecie nikt nie dziękuje za to, że żyje. Istoty żyją, jakby były kimś więcej niż nieśmiertelnymi. Mój świat jest gorszy od twojego. - wypowiedziałem te słowa z bólem w oczach.

       Elf o blond włosach spojrzał na mnie ze smutnym wyrazem twarzy, ale po chwili w elfkę wstąpiła duża porcja energii. Effy kolejny raz złapała mnie za rękę, a ja ze wstydem poczułem, że się rumienię. Szedłem po schodkach na pierwsze piętro, a naokoło były porozwieszane kolorowe lampki, obrazki, dzwonki. Mogłem szczerze przyznać, że nie widziałem bardziej kolorowego domu. W końcu dotarłem z Effy do celu i wszedłem przez drzwi do ładnie urządzonego pokoju. Na środku pokoju znajdowało się łóżko, po jego boku stał stolik nocny. Przy jednej ścianie ustawiony został wiklinowy fotel, a koło niego wisiały półki z książkami. Po drugiej stronie pokoju stała komoda, a na niej ustawione wszelkiego rodzaju ozdoby i ramki ze zdjęciami.Musiałem stwierdzić, że był to bardzo przytulny pokój pokój.


- Od dzisiaj będzie to twój pokój. Podoba się? - usłyszałem delikatny głos Effy.
- Bardzo. - uśmiechnąłem się do elfki, a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Idę do siebie. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to mnie zawołaj.


      Effy wyszła zamykając za sobą drzwi. Ja opadłem na wiklinowy fotel i zacząłem się zastanawiać, jak radzą sobie beze mnie moi towarzysze. Czy są wściekli, że tak długo nie wracam? A może poszli poszukać nas na własną rękę? Wątpię, żeby mnie szukali. Najbardziej zależy im na Naznaczonej. Musimy ratować ją i siebie. Hayley dała nam jasno do zrozumienia, że każdy dba o siebie. I tak na prawdę w tamtej chwili czułem ogarniający mnie spokój, ale jednocześnie poczucie winy, bo zniknąłem bez śladu...

 ________________________________________________________
KA-BUM!
I kolejny rozdział za nami. Już dwunasty! Jejku, jak to szybko zleciało :D
Co do rozdziału, to chyba wyszedł mi trochę gorzej od poprzedniego, ale chyba nie jest tak źle, prawda?
Jak widzicie, do obsady bloga wstąpiła nowa bohaterka - Effy ♥
Jej postać została dodana do zakładki "Bohaterzy drugoplanowi", więc jeśli macie ochotę to zajrzyjcie tam, a ja chcąc podziękować za opublikowane komentarze, chciałabym w szczególności podziękować Forever Dreamer, która komentuje każdy post, a jest od samego początku! Tak więc, następny rozdział będzie zadedykowany właśnie dla Ciebie! ♥
Buziaki i do następnego :*

czwartek, 21 listopada 2013

11. - Pierwsza wędrówka

[ HAYLEY]

      Nasze schronienie na wyspie było dość przyzwoite i szczerze mówiąc, byłam zadowolona z faktu, że będziemy nocować w warunkach, o których nawet nie śniłam. Mimo, że ten drewniany domek potrzebował solidnego sprzątania, postanowiłam omówić z Wybrańcami schemat naszych działań. Mój przywódczy charakter nakazywał mi, abym opracowała plan naszego zwycięstwa. Żeby zwyciężyć, trzeba walczyć. Żeby walczyć, trzeba mieć wszystko opracowane. Bez planu polegniemy. Upadniemy, a nasze starania będą bezsensowne. Najważniejsza jet taktyka. Tak wpajano mi przez całą moją edukację magiczną. Po raz pierwszy zacznę korzystać z tych rad i czuję, że nie ostatni. W końcu, po latach oczekiwania przydadzą, ale jednak chyba wolałabym je wykorzystać w innej, mniej znaczącej sytuacji.

      Bałam się tego co nadejdzie. Bałam się tego, co nieuniknione. Wciąż zadręczały mnie myśli, że przegramy i zawiedziemy wszystkich. Dosłownie. W nas jest cała nadzieja. Wiedząc, że liczą na nas wszyscy, nasze zadanie miało większe znaczenie. To nie jest kolejna, mało znacząca wyprawa. To jest walka. Walka o przeżycie. Walka o to, co ważne. Walka o nas samych. Przecież, nie wybrano nas według własnego widzimisię. Wchodziło do gry nasze pochodzenie. Ta gra nie zostanie ukończona bez naszego jedynego celu; Kamienia Pokoju.

      Usiedliśmy wszyscy tworząc równe koło. Po mojej lewej stronie siedziała Nina, a po prawej Liam. Naprzeciwko mnie znajdował się Zayn, dając mi doskonały widok na jego sylwetkę. Muszę słyszeć każdy jego szept. Tylko on aktualnie wie, jak najwięcej na temat Ciemnogrodu.

- Zayn? Opowiedz nam, co wiesz na temat Ciemnogrodu. - zażądałam.

- Zadaj konkretne pytanie. Co chcesz wiedzieć? - zapytał twardo.

      Zastanowiłam się przez moment i postanowiłam zapytać się o największe zagrożenie pochodzące z wyspy:
- Mieszkają tu tubylcy? Są jakieś bardzo groźne zwierzęta?

- Owszem, jest wioska tubylców. Są oni kanibalami, ale nie będą stanowić dla nas większego zagrożenia. Są bardzo płochliwi i boją się ognia. Nigdy nie zastawiają żadnych pułapek, ani nie ukrywają się w lesie, bo zakazuje im tego ich bóg. Ale jeśli chodzi o dzikie zwierzęta, to zacząłbym...

      Trzask okna.

- ... uważać.

       To domku wtargnęły dwie dziwne bestie. Sierścią i wyglądem przypominały hieny, ale od hien były dwa razy większe. Z ostro zakończonych pazur tych zwierząt spływała świeża krew. Kły, które lśniły w świetle prowizorycznej lampy, dawały złowrogiego wyrazu "hienom". Natomiast na ogonie tych bestii dostrzegłam wypalony znak upadłych aniołów. Domyśliłam się, kto maczał palce w zmutowaniu tych zwierząt.

      Wszyscy powstaliśmy ze swoich miejsc. Odruchowo zaczęliśmy cofać się do tyłu, ale gdy "hieny" zaczęły zmniejszać między nami dystans, wstąpiła w nas siła walki. Louis, który był z nas najsilniejszy jako hybryda, wystąpił naprzód, zmieniając swoją postać na dorosłego, dużego wilka. Harry poszedł w jego ślady. Oboje rzucili się na bestie, ale było widać, że przegrywają. Niall strzelał rażącym promieniem świetlnym, aby oślepić te zmutowane hieny, ja sięgając po swoją różdżkę rzuciłam zaklęcie w starożytnym języku. Bestie zaczęły słabnąć, i wtedy Liam i Zayn podbiegli pomóc Harry'emu i Louisowi. Niall strzelał dalej, a jeden promień trafił bestię w oko. Liam będący najbliżej "hieny", jednym zdecydowanym ruchem skręcił kark bestii. W tym samym czasie druga "hiena" także upadła nieżywa.

       Zmęczeni spojrzeliśmy na dwie zmutowane bestie, a one ku naszym zdziwieniu zaczęły rozpływać się w powietrzu. Ja, jako pierwsza otrząsnęłam się z tej sytuacji i rzuciłam kolejne zaklęciem dzisiejszego dnia. Rozpływające się stworzenia stanęły w miejscu, a przez ciała zwierząt zaczął tworzyć się obraz przedstawiający postać z mojego snu. Śmiała się patrząc na mnie i z przebiegłym spojrzeniem spojrzała wokół siebie, gdzie stało więcej zmutowanych zwierząt. Wizja przedstawiająca całkiem realny obraz zniknęła, a ciała zwierząt ulotniły się. Poczułam tylko gwałtowne mdłości i osunęłam się na ziemię tracąc przytomność.

Pierwszą walkę wygrałaś. Druga nie będzie już taka łatwa. Spodziewaj się mnie. Miej oczy szeroko otwarte. Nasłuchuj każdych podejrzanym dźwięków. Obserwowałem Cię długi czas. Przewiduję każdy Twój ruch. Zmień taktykę. Popracuj nad sobą. Walka z Tobą będzie czystą zabawą, ale także poważnym wyzwaniem. Mam przed sobą silną wojowniczkę. Tak trzymaj. Ufaj swojej intuicji, wierz w swoje możliwości. Wierzę w Ciebie. Wiem, że dasz radę. Obserwowanie Cię sprawia mi dużą frajdę. Głęboko wpojono Ci zasady czarownic. Nie ufaj im. To kłamstwa. Nie lubię, gdy dobry wojownik ma złą taktykę. Muszę mieć przed sobą dobrego rywala. Wtedy cała walka nabiera większej siły. Zwycięstwo lepiej smakuje.

       Obudziłam się z głową na kolanach Niny. Moja przyjaciółka odetchnęła z ulgą, a ja podnosząc się do pozycji stojącej, masowałam obolałą głowę. Spojrzałam przez okno; nastawał wschód słońca. Czy to możliwe, że straciłam przytomność na tak długi czas? Odwróciłam wzrok od okna i spojrzałam na resztę moich towarzyszy. Wpatrywali się we mnie zadziwionym wzrokiem. Odwróciłam się od nich tyłem i zaczęłam kierować się w stronę drzwi; naprawionych drzwi. Tym razem ja spojrzałam na nich zdziwionych wzrokiem.

- Czemu nie idziecie? Musimy zbadać wyspę. - oświadczyłam.


***

      Udaliśmy się całą grupą na wschód od naszego domku. Naokoło nas były same niskie krzaki, które jednak nie były takie niewinne, jak nam się wydawało. Po naruszeniu ich osobistych przestrzeni, chowały się pod ziemię i ukazywała się powierzchnia będąca pod nimi; bagna. Gdyby nie Zayn, wpadłabym do tej zdradzieckiej pułapki. Demon objął mnie w pasie i odciągnął od bagna. Zayn zawstydził mnie moją bezradnością, ale i tak miałam wielką ochotę podziękować mu za uratowanie mnie.

- Dziękuję. - bąknęłam speszona.
- Nie dziękuj. Obiecaj tylko, że poświęcisz mi swój czas na szczerą rozmowę. - Zayn szeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszły ciarki. 

      Kiwnęłam głowę i nie patrząc na niego ruszyłam dalej. I tym razem pilnowałam, aby nie zbliżyć się do żadnej "niewinnej" rośliny. Ku mojemu zdziwieniu zamiast myśleć o naszej wędrówce, zaczęłam zastanawiać się nad Zaynem. Czemu tak na niego zareagowałam? Nigdy mi się to nie zdarzyło. Nie wiem, co mam myśleć na ten temat. To tak jakbym czuła ból, który jest spowodowany przez moje uczucia. To dziwne, przecież jestem silna.

Nie musisz się wstydzić tego co czujesz. Przeciwnie to, że odczuwasz taki ból, jest Twoją największą siłą. 

      Słowa wypowiedziane w mojej głowie rozbrzmiewały niczym echo. To nie był mój głos. To nie była moja myśl. To nie był mój wymysł. Usłyszałam jakiś głos w mojej głowie. Usłyszałam głos osoby, której na pewno nie chciałabym nigdy usłyszeć.

Skręć w lewo. 

      Stanęłam w miejscu, a Wybrańcy zatrzymali się, aby zapytać co się stało. Mój wzrok był utkwiony na moją lewą stronę. Jednak nie widziałam nic, a jeśli było, to nie w zasięgu mojego wzroku. Doznałam gwałtownego olśnienia i obróciłam się twarzą do mojego wybawiciela. On patrzał na mnie z zaciekawieniem, ale także z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. Ja nie marnując ani chwili zapytałam szybko:
- Co znajduje się w tamtą stronę? - wskazałam kierunek wyznaczony przez Głos.

- Urwisko.

Idź tam.

       Długo się nie zastanawiając, ruszyłam we wskazanym kierunku,a Wybrańcy niepewnie i podejrzliwie udali się za mną. Zayn dogonił mój szybki chód i szedł ramię w ramię ze mną. Pilnował mnie. Może podejrzewał, że strzelił mi do głowy głupi pomysł? Na pewno nie pomyślałam o niczym głupim. Chcę się dowiedzieć, gdzie zaprowadzi mnie Głos. Nie, żebym mu ufała, ja po prostu muszę dowiedzieć się, co tak bardzo podoba się Głosowi w tym urwisku.

      Droga przed nami gwałtownie zwęziła się, gdyż naokoło wydeptanej dróżki były drzewa. Właśnie; wydeptanej dróżki. Szłam nią przez dłuższy czas, gdy nagle urwała się i dalej musiałam przedzierać się przez gęste zarośla. Droga ta trwała krótko i zobaczyłam wnet szeroko rozwinięty horyzont. Położyłam stopę na ciężki, solidny kamień, który po spotkaniu z moim ciężarem, poruszył się i spadł w dół urwiska. Ja, nie mając pojęcia, co się dzieje, nie zdążyłam złapać równowagi i runęłam w dół w ciemną otchłań urwiska...

 ________________________________________________________
Zakończenia rozdziałów robią się coraz ciekawsze, prawda? :D
Mi przypadł do gustu ten rozdział i mam nadzieję, że Wam również się spodobał.
 Mam do Was pytanie: kogo perspektywę najbardziej lubicie czytać?
W sumie nie wiem, co jeszcze tu napisać, dlatego pozostało mi podziękowanie za poprzednie komentarze i zachęcenie do dalszego komentowania :D
Tak, więc, do następnego :**

+ mój tumblr, który niedawno założyłam: http://punkrebelle.tumblr.com/

czwartek, 14 listopada 2013

10. - Schronienie

[ ZAYN ]


      Spojrzałem w głąb Ciemnogrodu. Te same drzewa, które budziły każdą moją komórkę do drgania. Ta sama zdradziecka puszcza, która zdradzała każdy mój ruch. Ten sam strach, który dawał o sobie znać na samo wspomnienie o wyspie. Ciemnogród nigdy nie był mi obcy, ale też bliski. Wyspa, na której teraz przymusowo jestem jest przepełniona moim cierpieniem, moją krwią, moją historią. Pamiętam każdy skrawek tej tajemniczej wyspy. Byłem tutaj nie raz, nie dwa. Mimo, że spędziłem tutaj dużo czasy, nigdy nie zaufałem tym drzewom, które potrafią wyssać duszę. Nie zaufałem zdradzieckiej puszczy, w której musiałem się ukrywać. Przeklinałem tą wyspę. Przeklinam ją nadal, ale teraz może być naszym sojusznikiem. W końcu znam każdy zakamarek Ciemnogrodu. Znaleźć przydatne i ciekawe miejsce nie stanowi dla mnie problemu. Znam Ciemnogród od dziecka. Tu rozpoczyna się moja historia. Urodziłem się tu.

      Przyszedłem na świat na najbardziej tajemniczej i budzącej strach wyspie. Moi rodzice zostali wygnani za naruszenie praw Stowarzyszenia Czarownic. Nie mogąc znaleźć idealnego dla nich miejsca, ukradli mapę do Ciemnogrodu. Zapragnęli wybudować swoje własne potężne imperium, by zemścić się na czarownicach, głównie Silas. Powodu swojej nienawiści nigdy mi nie wyjawili, ale w wiekiem sam się domyśliłem - nie zostałem demonem. Moi rodzice będąc demonami zaniepokoili się tym faktem, że urodziłem się jako człowiek. Pamiętam, że jako dziecko ciągle próbowali zrobić ze mnie demona. Mój krzyk rozbrzmiewał echem po wyspie. Moja krew pryskała na wszystkie strony. Moje ciało dygotało i próbowało się opierać tym torturom. Moi rodzice podejmowali wiele prób, które najczęściej kończyły się niepowodzeniem. Natomiast ja płakałem z bólu i starałem się załagodzić swoje cierpienie. Ojciec nigdy się nie poddawał. Był przekonany, że zawsze wygrywa. I wygrał. Przycisnął  do moich oczu rozżarzony węgiel, a następnie rozciął  nożem moją szyję. Umarłem z bólu. Zapadłem w określony sen. Obudziłem się z tego snu będąc demonem.

      Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie tamtego zdarzenia. Spojrzałem na moich towarzyszy, którzy wpatrywali się we mnie oczekując odpowiedzi. Wśród nich wypatrzyłem Hayley, której czekoladowe oczy przewiercały moją duszę łajdaka podejrzliwym wzrokiem. Widziałem dziwną pustkę w jej oczach, ale widok, że nie patrzy na mnie z odrazą czy wstrętem, podbudował mnie na duchu i zyskałem swoją dawną pewność siebie. Powróciła wiara w swoje możliwości i moja duma stanęła na tej samej pozycji jak zawsze.

- Byłem tu kiedyś.

      Rozległy się pomruki, które wyrażały niedowierzanie. Odwróciłem się tyłem do moich towarzyszy, by nie patrzeć na ich niespokojne twarze. Wiedziałem, że tak będzie. Moja przeszłość zawsze będzie związana z tym miejscem, a ja nie mam na to wpływu. Nie ważne, jak daleko będę od ciemnogrodu. To miejsce zawsze będzie związane ze mną. Nie mam na to wpływu i chyba ten fakt boli mnie najbardziej. Boli mnie to, że nie mogę zmienić swojej przeszłości. Boli mnie to, że nie mogę wymazać wspomnień z mojego umysłu. Boli mnie to, że nie mogę przerwać niewidzialnej nici, która wiąże mnie z Ciemnogrodem.

- Prowadź. - usłyszałem pusty głos Hayley.

      Spojrzałem na rudowłosą beznamiętnym wzrokiem i ruszyłem swoje nogi z miejsca. Reszta Wybranych poszła w ślad za mną. Hayley dreptała za nimi, niespokojnie odwracała się za siebie, a jej wzrok często był skupiony ku puszczy. Starałem się nie przejmować tym faktem  coraz bardziej zdecydowanym wzrokiem szedłem dobrze znaną mi ścieżką. Kamień, przewrócony pień, nora lisa. Kierowałem swoich towarzyszy po gęsto zarośniętym pagórku. Słyszałem za sobą dyszące oddechy, ale nie zatrzymałem się ani razu. Brnąłem przez chwasty, paprocie i inne zarośla nie oglądając się za siebie. Chciałem jak najszybciej zobaczyć swój dawny dom. Jestem ciekaw czy zmienił się przez te wszystkie lata. Jestem ciekaw jak wygląda nie zamieszkany przez tyle lat. Jestem ciekaw co się zmieniło po stracie posady moich rodziców.

      Moi rodzice byli nieśmiertelnymi demonami, ale w związku z wygnaniem przez czarownice strata posady  była tylko biegiem czasu. Po kilkunastu latach moim stwórcom zaczęły zanikać moce i umiejętności. Zaledwie  trzy lata po mojej przemianie w demona, stracili swoje posady. Upadły demon staje się człowiekiem. Zostaje śmiertelny. Moi rodzice pragnęli, abym wykorzystał tego samego sposobu, co na mnie wykorzystali, ale nie zrobiłem tego. Nie chciałem. Ojciec nie mógł na mnie patrzeć, brzydził się mnie. Wstyd my było za takiego syna jak ja. Ojciec był na mnie wiecznie zły z powodu mojej odmowy. A ja nigdy nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. Zależało mi na ich śmierci. Wtedy mógłbym uciec z Ciemnogrodu. I gdy ojciec z matką umarli, czarownica Allibis teleportowała się na wyspę, by przedstawić mi nowe, lepsze życie. Lepsze życie od moich rodziców.

      Sprzątnąłem tą myśl ze swojego umysłu i dalej prowadziłem grupkę towarzyszy za mną. Byliśmy już na szczycie pagórka. Spod naszych stóp rozpościerało się średniej wielkości jezioro, w koło niego harcowały elfy i chochliki. Za jeziorem została wybudowana drewniana chatka. Od drzwi wejściowych do jeziora prowadził prowizoryczny most, który kiedyś służył do puszczania kaczek przeze mnie, łowienia ryb przez ojca i prania ubrań przez matkę. Hayley zauważywszy elfy nad brzegiem jeziora stanęła na czele naszej grupy, a emanująca moc z niej zwróciła uwagę istot przy jeziorku. Rudowłosa spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja nakazałem jej ruzyć w dół, zejść z pagórka. Bez zastanowienia wykonała moje olecenie i w mgnieniu oka stanęła przy jednym z elfów. Elf o blond włosach skakał z radości na widok czarownicy. Po chwili elf uważnie słuchał wypowiedzi Hayley i nim się obejrzałem, sojusz między elfami a naszą grupką został zawarty. Reszta harcujących istot nad brzegiem jeziora otoczyło rudowłosą i sypało na jej głowę lśniący proszek. Hayley wypowiedziała zaklęcie w nieznanym języku, a istoty otaczające ją powróciły do swoich zabaw. Podeszliśmy wszyscy do Naznaczonej, a ona mrugnęła do nas tajemniczo i spojrzała na drewniany domek. Nastepnie przeniosła wzrok na mnie i zrozumiałem, ze nakazuje mi mówić.

- Tutaj mieszkałem przez... kilka lat. Ten dom przez wiele lat nie jest już zamieszkany, ale może posłużyć nam jako stuprocentowe schronienie. Wejdźmy do środka. Za godzinę hieny będą polować.

      Zachodzące słońce na niebie wspaniale wtapiało się w naszą sytuację. Hayley nie czekając na dalszą zachętę stanęła na progu wejścia do domku. Za nią podążyła Nina, Louis, Harry i Liam. Ja chciałem wejść do środka ostatni, ale anioł Niall stanął obok mnie. Nie patrząc na mnie zapytał się wprost:

- Darzysz czarownicę Hayley głębokim uczuciem, prawda? Twoja aura emanująca fiołkiem i lawendą jest bardzo wyrazista i czuć ją z daleka. Nigdy nie czułem takiej aury u demona. Widzę, że straciłem głowę dla czarownicy.

      Horan odszedł i przekroczył próg domu. Ja nadal stałem na dworze i kalkulowałem słowa anioła. Czyli zwariowałem. Zakochałem się. Straciłem głowę. Czy ja naprawdę muszę pakować się w niepotrzebne problemy? One nie są potrzebne mi do szczęścia. Hayley nie może mi teraz zaśmiecać głowy. Muszę skupić się na swojej roli Wybranego. Muszę poprowadzić moją grupę do zwycięstwa. Do ocalenia. Muszę przestać myśleć o Hayley. Najlepiej, abym wyrzucił ją ze swojego umysłu. Muszę sprawić, aby przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Aby była wyrwaną kartką z mojego pamiętnika. Hayley musi przestać dla mnie istnieć. Tabliczka z jej imieniem musi zostać spalona, a popiół zakopany głęboko pod skorupą mojego umysłu. Hayley nie może dla mnie istnieć.

- Zayn? Wszystko w porządku? - usłyszałem troskliwy głos Hayley.

      Cofam wszystko co powiedziałem.

      ________________________________________________________
Przepraszam, ze rozdział jest taki krótki i najchętniej rozpisałabym go jeszcze, ale postanowiłam jak najszybciej go opublikować, abyście mieli co czytać ;)
Ten rozdział nie jest niewiadomo jak ekscytujący, ale spokojnie, w najbliższym rozdziale będzie dawka emocji :D Przepraszam za błędy, nie chciało mi się sprawdzać.
Dziękuję za pozostawione komentarze i zapraszam do komentowania tego rozdziału ;D
Ty + komentarz = mój uśmiech <3

czwartek, 7 listopada 2013

9. 2. - Cierpienie serca

[ NINA ]

Wzięłam głęboki oddech. Wpatrywałam się w czekoladowe oczy  Hayley które posyłały mi spojrzenie, które ani trochę mnie nie zadowalało. Pierwsza czarownica na świecie, rozmawiała cały czas na temat przepowiedni, a do mnie dolatywały tylko strzępki jej słów. Miałam w nosie co mówi, chciałam tylko się uwolnić z tego gabinetu i zemścić się na tym tajemniczym mężczyźnie. Ta myśl wypełniała mi umysł. Nie mogłam się skupić na żadnych słowach czarownicy, ale najwyraźniej nie tylko ja nie słuchałam jej poważnie. Zayn miał utkwiony w Hayley wzrok. Uznałam to za podejrzane, ponieważ było to dla mnie zbyt dziwne, aby demon tak ją przewiercał wzrokiem.

 - Nina, wiesz może kto to jest? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie, a ja ledwo zauważalnie podskoczyłam. Zostałam sprowadzona na ziemię, pytaniem, którego ani trochę nie mogłam zrozumieć. Spojrzałam zdziwionym wzrokiem na Pierwszą i dostrzegłam jak ruszyła swoimi wargami. Nagle w mojej głowie zasnuła się dziwna mgła, którą po raz pierwszy zobaczyłam od spotkania się z tajemniczym mężczyzną. Przypomniałam sobie wtedy, że to on wbił mi kołek w serce. Co teraz sobie przypomnę? Zobaczyłam w swoim umyśle mgłę,a w niej stała nieznana mi czarownica, która trzymała za ramię pewnego śmiertelnika. Nie potrzebowałam więcej szczegółów. Wiedziałam już, kto to jest.

- To on. Śmiertelnik, który nakrył mnie i Louisa na pożywianiu się ludźmi.

      Wyrzuciłam z siebie te słowa, jakby paliły mój język. Spuściłam wzrok, by nie patrzeć na zebranych w pomieszczeniu. Było mi wstyd, ale przed czym? Zapewne przed samą sobą. Nic też dziwnego.

      Poczułam delikatne klepnięcie po ramieniu, więc podniosłam głowę, by spojrzeć na Louisa, który posłał mi lekki uśmiech, który zapewne miał mi dodać otuchy. Czy tak się stało? Trochę, ale poczułam się podniesiona na duchu, gdyż jednak wiedziałam, że mam na kogo liczyć. Wiedziałam, że mogę komuś zaufać. Spojrzałam na Harry'ego, który siedział tuż przy mnie. Odwzajemnił mój uśmiech i nachylił się do mojego ucha, by coś szepnąć, ale jak na złość przerwał mu nagły świst powietrza i przed nami pojawił się... portal? Moje zdziwienie trwało zaledwie ułamek sekundy, gdyż odezwały się moje instynkty obronne, które nakazały opierać się tej tajemniczej mocy, która zaczęła mnie popychać w stronę portalu. Zerknęłam kątem oka na Harry'ego, który z całych sił przytrzymywał się kanapy, a mój instynkt nakazał mi objąć go w pasie. Nie podziałało. Spojrzałam na Hayley, a z jej oczu odczytałam, że nie wie co to za siła, i nie może temu zaradzić... Stało się. Wszyscy znaleźliśmy się w portalu.




***
      Spadłam boleśnie na plecy. Zaczęłam kaszleć, a dłonie odruchowo chciałam zacisnąć na twardej ziemi. Moje dłonie wyczuły natomiast zamiast trawy piasek, którego kompletnie się nie spodziewałam. Dłonie zwinęłam w pięści, a oczu nie miałam odwagi otworzyć. Nasłuchiwałam odgłosów, które dochodziły z któregoś kierunku i wyczuwałam ruchy, które były blisko mnie. Otworzyłam jedno oko. Zobaczyłam błękitne bezchmurne niebo, a przechylając lekko głowę w bok słońce będące na szczycie oślepiło moją tęczówkę. Przychyliłam głowę w drugi bok, przy czym otworzyłam drugie oko. Zobaczyłam jak wszyscy leżą na piasku, podobnie jak ja, z wyjątkiem Hayley. Moja przyjaciółka siedziała po turecku, oddalona od nas jakieś dwa metry. Trzymała w swoich dłoniach różdżkę. Gdy mrugnęłam zauważyłam, że koło Hayley siedzi nieznajomy chłopak. Spojrzałam uważniej na niego i dostrzegłam, że jest to ten śmiertelnik. Wybrany.

      Z cichym jękiem podniosłam się do pozycji siedzącej i pomasowałam dłonią swoje obolałe plecy. Moje pomruki niezadowolenia zwróciły uwagę Hayley, a także Harry'ego, który gwałtownie otworzył oczy i zaczął szukać mnie wzrokiem. Spojrzałam na niego kojąco i wstałam na nogi. Otrzepałam się z piasku, który przykleił się do moich ubrań i ciała. Zaczęłam się obracać wokół własnej osi i starałam się dokładnie przyjrzeć się otoczeniu. Skierowałam swój wzrok na postacie nadal leżące na piasku i zobaczyłam jak połowa z nich zbiera swoje siły do wstania. Powędrowałam wzrokiem po nich i zaczęłam iść w kierunku Hayley. Zdenerwowałam się, gdy zobaczyłem jak ten śmiertelnik rozmawia z moją przyjaciółką, a w myślach wymyślałam sposoby pozbycia się go. Zbliżyłam się do Hayley i chciałam wyciągnąć rękę do śmiertelnika na gest powitalny. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, gdy powstrzymała mi bariera ochronna, która wyraźnie broniła tego śmiertelnika.

- Rzuciłam na niego tarczę ochronną. Muszę go chronić. Nigdy wam nie uwierzę, że nie będziecie chcieli się go pozbyć. Nina, on jest potrzebny. - Hayley zwróciła się do mnie. - Są miejsca na tej wyspie, gdzie może wejść tylko człowiek. Nie patrz tak na mnie. I tak nie zabijesz Liama. - wypowiedziała to zdecydowanym mocnym głosem. Człowiek na dźwięk swojego imienia, wzdrygnął się lekko i popatrzył na mnie ze strachem.

- Jasne, rozumiem. - powiedziałam cicho. - Od czego zaczynamy? - zapytałam.

- Musimy zaczekać, aż oni się do reszty wybudzą. - Hayley wskazała palcem naszych towarzyszy.

      Pokiwałam głową na znak zrozumienia. Spojrzałam kątem oka na niejakiego Liama, który wpatrywał się we mnie niespokojnym wzrokiem. Był gotowy w każdej chwili do ucieczki. Prychnęłam niesłyszalnie pod nosem i odwróciłam się, aby pójść w stronę Harry'ego. Wilkołak był w pozycji siedzącej. Patrzył ciągle w jedne punkt; na ocean, rozciągający się spod naszych stóp. Moje serce na jego widok zaczęło gwałtownie bić, a w moich myślach ponownie odtworzyłam wspomnienie z 1674 roku.

" Mój ukochany wziął mnie pod rękę i prowadził w stronę oceanu. Czując piasek pod stopami, wziął mnie ręce i dalej szedł wprost do wody. Uświadamiając się, co chce zrobić, zaczęłam się szarpać i wyrywać, a mój ukochany wilkołak nie reagował na moje proszące krzyki. Bez zastanowienia wbiegł do wody trzymając mnie na rękach. Mój pisk rozbrzmiewał po pustej plaży. Dół mojej sukni został całkowicie zamoczony, a Harry uśmiechał się do mnie, najwyraźniej zadowolony z siebie. Postawił mnie na ziemię, i natychmiastowo objął, chcąc zapobiec mojej ucieczce. Oczywiście nie wyrwałam się z jego objęć. Nie miałam ochoty się uwalniać. Wolałam nacieszyć się tą chwilą, chociaż wiedziałam, że przed nami cała wieczność.
- Kocham cię, wiesz? - mój ukochany szeptał mi do ucha.
- Wiem. Ale możesz mi o tym przypomnieć. - uśmiechnęłam się zadziornie do niego.
Harry spojrzał mi w oczy, odwzajemnił mój uśmiech, ukazując przy tym swoje dołeczki i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. "

       Łzy w moich oczach zebrały się na zawołanie. Powstrzymałam się jednak przed tym. W myślach zaczęłam się przeklinać za to, że tamte zdarzenie jest dzisiaj tylko marnym wspomnieniem. "Mamy wieczność". Tylko, że ta wieczność wszystko zepsuła. Całe nasze uczucie, które powoli daje o sobie znać. Całe nasze wspólne plany. Zniszczyła wszystko.

      Usiadłam koło boku Harry'ego. On spojrzał na mnie z nieukrywanym bólem, a ja nie mogąc patrzeć na jego cierpiący wzrok, chwyciłam jego dłoń i uśmiechnęłam się lekko podnosząc swoje kąciki ust do góry. Wilkołak, który skradł moje serce odwzajemnił mój uśmiech i zbliżył się do mojego ucha.
- Zawsze będę cię chronił. - wyszeptał muskając płatek mojego ucha ustami.
      Spojrzał mi głęboko w oczy i powoli nachylił się ku mnie, aby mnie pocałować. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe i gdyby mogło wyrwałoby się z mojej piersi. Harry był coraz bliżej mnie, a ja modliłam się, aby nic nam nie przeszkodziło. Chciałam, aby mnie pocałował. Pragnęłam tego. Pragnęłam poznać smak jego ust. Pragnęłam by był mój.

      Gwałtownie odsunęliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy głuche odbicie. Odwróciliśmy się w stronę dobiegającego dźwięku i okazało się, że to tarcza ochronna niejakiego Liama odepchnęła Louisa, gdy ten miał zamiar rzucić się na człowieka. Oboje wstaliśmy z miejsca i podeszliśmy do Hayley i reszty naszych towarzyszy. Usiedliśmy wszyscy w kółku i tępo wpatrywaliśmy się w siebie. Zauważyłam, że paliło się jakieś zioło lub kwiat. Poza tym każdy czekał, aż Hayley zacznie mówić.

- Mamy miesiąc, aby odzyskać Kamień Pokoju. Po upływie miesiąca nie będziemy mieli prawa, aby wrócić do naszego świata. Bez Kamienia nie mogę przywołać teleportu Trój Magicznego. Wraz z przybyciem na wyspę odzyskałam swoją różdżkę i rzuciłam tarczę ochronną na Liama. Nie możecie go skrzywdzić. Dałam mu dzięki zaklęciu szybkość i siłę, ale te umiejętności będą zanikać. Muszę oszczędzać moc. Na tej wyspie nie ma żadnych źródeł magii, z których mogę korzystać. Moje moce będą słabły, gdy będę ich używać za często. Tarcza ochronna Nialla będzie go sama chronić, bez mojej pomocy. Nikt nie atakuje drugiego, jasne? Musimy przetrwać. Trzeba szybko znaleźć jakieś schronienie, ponieważ nie mam żadnych informacji o Ciemnogrodzie. Nie wiem jakie zwierzęta tu zamieszkują, czy są tubylcy. Wiem, że możemy zwrócić się o pomoc do elfów i chochlików zamieszkujących tą wyspę. Jutro zaczynamy rozglądać się po Ciemnogrodzie. Nie bez powodu nas tu wysłano. Musimy zorientować się jakie miejsca znajdują się w, której części wyspy. Nasze zadanie na dziś to znaleźć schronienie na noc. Ja spróbuje skontaktować się z elfami i stworzyć mapę Ciemnogrodu. Nie mam pojęcia jak duża jest ta wyspa, dlatego chochliki też namówię do współpracy. Jeśli chodzi o krew... Będziecie musieli pożywiać się krwią zwierząt. Jeśli będzie potrzeba wyczaruję kartoniki z ludzką krwią. Nie patrz tak na mnie, Niall. Oni bez krwi nie przetrwają.. Zapewne wszyscy, oprócz Liama, słyszeliście o tych cholernych drzewach. Mam pojęcie, w której części Ciemnogrodu one się znajdują. Na razie nie będziemy się do nich zbliżać. Muszę znaleźć sposób na choćby tymczasowe unieszkodliwienie ich. Nie jesteśmy pewni czy złodziej Kamienia Pokoju znajduje się na wyspie. Nie jesteśmy pewni czy złodziej Kamienia Pokoju znajduje się na wyspie. Nie jesteśmy pewni czy zaklęcie jest rzucone. Nie mam zamiaru ryzykować. Jak widzicie zapaliłam kwiat paproci. Dym unoszący się z płonącej paproci sprawia, że jakakolwiek istota  nie może podsłuchać naszej rozmowy. Nie wiem, kim jest złodziej. Nie wiem, jakie posiada umiejętności. Muszę być pewna, że jesteśmy i będziemy bezpieczni. Im szybciej odzyskamy Kamień Pokoju, tym szybciej wrócimy do domu. Pamiętajcie, nie została uzgodniona żadna zasada, która mówiła o tym, że mamy wrócić wszyscy. Najważniejszy jest Kamień, on ma wrócić. Ja muszę żyć, by Kamień powrócił do naszego świata. Nie ma żadnej mowy o was. Dlatego, główna zasada: jeśli chcecie przeżyć, ratujcie tylko siebie.

      Wszyscy wstaliśmy ze swoich miejsc. Otrzepaliśmy się z piasku i spojrzeliśmy na zachodzące niebo. Mieliśmy mało czasu na znalezienie schronienia. Trzeba było szybko działać. Nie wiedzieliśmy, w którym kierunku się udać. Wszyscy patrzyliśmy na siebie nie wiedząc co dokładnie robić. Staliśmy tam, gdzie siedzieliśmy. Spojrzałam na Hayley. Ona także stała z kamienną miną. Po dłuższej chwili Malik wystąpił na środek naszego koła i pokazał palcem wschodnią część wyspy.

- Chodźcie za mną.. Tam będzie nasz schronienie.- powiedział zdecydowanie.

- Skąd wiesz? - zapytała chłodno Hayley.

- Byłem już tu. - spojrzał na nią spokojnym wzrokiem.


________________________________________________________
TA-DAM.!
Druga część dziewiątego rozdziału została właśnie opublikowana. Mi samej przyjemnie czytało się ten rozdział i jestem dumna, że napisałam taką rozległą wypowiedź Hayley. Nasi bohaterowie będą mieli teraz ciekawe zajęcia związane z Kamieniem. Rozpoczyna się gonitwa, akcja. Na to czekaliście, prawda?
Jestem zasmucona faktem, że maleje ilość komentarzy. Naprawdę, komentarz nic nie kosztuje, ale dla mnie znaczy wiele. Dlatego, chcę sprawdzić czy ktoś czyta moje opowiadanie. Jest mi smutno, że to robię, ale muszę, przepraszam  ;c
Następny rozdział = cztery komentarze.

piątek, 1 listopada 2013

9. I. - W zamknięciu

[ NINA ]

Siedziałam w zapadłej kawiarence, słuchając gadatliwej blondynki, która rzekomo była zainteresowana moim kumplem, Louisem. Przyszłam z nim tu, aby znaleźć ciekawy kąsek do przegryzienia, a hybryda udała się na zewnątrz i by wypatrywać chodzących worków z krwią. W czasie, gdy on poszedł, do mnie przypałętała się wytapetowana blondynka, która zaczęła trajkotać na temat Louisa i wypytywała mnie o szczegóły związane z nim. Miałam jej serdecznie dość i słyszałam tylko strzępki jej słów. Byłam zainteresowana kompletnie czymś innym i mozolnie wyczekiwałam sylwetki Louisa w drzwiach. Po kolejnych minutach wysłuchiwania jej komplementów na temat niego, do stolika dosiadł się Tomlinson. Blondynka wyraźnie speszona, bąknęła niewyraźne "ja idę" i usiadła przy swoim stoliku. Spojrzałam na Louisa, który szczerzył się do mnie, a ja miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmiech z twarzy.

- Miło słucha się komplementów na mój temat? - zapytał szyderczo.

- Przyszłam tutaj, aby się najeść, a nie słuchać niemożliwych rzeczy. - odpowiedziałam z wyraźną kpiną w głosie.

      Uśmiech z twarzy Louisa automatycznie zgasł. Przyjrzałam mu się uważnie i zauważyłam na jego bluzie maleńką kroplę krwi. Poczułam ją. No tak, świetnie, ja tu wysłuchuję rozgadanej blondynki wbrew mojej woli, a ten pożywia się beze mnie. I po co ja go brałam? Zmarnowałam czas siedząc w tej brudnej, zapadłej kawiarence. Miałam ciekawsze rzeczy do roboty. Wstałam ze swojego miejsca i dosiadłam się do jakiegoś przystojnego śmiertelnika, który zapewne upatrywał swoją tygodniową zdobycz. Usiadłem naprzeciw niego i zatrzepotałam swoimi długimi rzęsami. Jestem głodna.



***


      Wyszłam z Louisem z kawiarni. Oboje najedzeni ruszyliśmy przed siebie, nie mając żadnego wybranego celu. Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż nareszcie doszliśmy do jakiegoś miasteczka. Zobaczyłam w oddali Harry'ego. Serce gwałtownie stanęło mi w gardle, ale nadal zgrywałam postawę zarozumiałej dziewczyny, która tak naprawdę "jestem - nie jestem". Louis szedł dalej przed siebie, odwracając się ciągle za siebie, bo oczarowała go jakaś wampirzyca. Ja natomiast nadal wgapiałam się w plecy Harry'ego i nagle zobaczyłam, jak tajemniczy mężczyzna prowadzi go w bok. Harry gwałtownie zacisnął pieśni, a ja stanęłam jak wryta, a cała we mnie nienawiść do aniołów automatycznie uwolniła się. Louis, który stał koło mojego boku zareagował podobnie do mnie, a ja nie mogłam się powstrzymać i zapytałam swoim jadowitym głosem:

- Jakiś problem, aniołku? Wydaję mi się, że nie powinieneś tu być.

      Po moim pytaniu zapadła ciemność. Niebo zasłoniło głęboka czerń. Spojrzałam bezradnie na Tomlinsona, a on odpowiedział mi tym samym spojrzeniem. Odruchowo skierowałam swój wzrok na Harry'ego i nasze spojrzenia spotkały się. On również nie wiedział co się stało. Zaczął powoli podchodzić do nas, ale tajemniczy mężczyzna ogłuszył go zapachem wanilii. Moja wściekłość eksplodowała i rzuciłam się na mężczyznę z pragnieniem wyssania z niego całej krwi. On natomiast wyciągnął ku mnie kołek, a w mojej głowie przemknęły dziwne przebłyski, które nie były mi nigdy znajome. Zobaczyłam w moim umyśle mgłę, a w niej GO z kołkiem. W ciągu ułamka sekundy zrozumiałam, że ten tajemniczy mężczyzna wbił mi kołek w moim mieszkaniu.

- To ty. - szepnęłam, a moja pewność siebie automatycznie ulotniła się.
      Cofnęłam się w geście obronnym i zdążyłam ujrzeć kątem oka, jak Louis rzuca się na anioła. Zerknęłam ostatni raz na leżące ciało Harry'ego na ziemi, i nagle poczułam ból. Brakowało mi tchu, a ja odruchowo złapałam się za brzuch. Na moich rękach pojawiła się krew. Poczułam  jak mój umysł kręci fikołki i nieprzytomna osunęłam się na ziemię. Czułam ból zewnętrzny przez kołek. Ból wewnętrzny spowodowany był tym, że Harry cierpiał. A ja nie mogłam nic zrobić.


***


      Obudziłam się w objęciach Harry'ego. Leżałam z głową na jego kolanach, a on czule głaskał mnie po włosach i po policzku. Poczułam troskę w jego dotyku, ale także czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się bezpieczna.

      Leżałam na jego kolanach jeszcze przez kilka minut i zdążyłam odzyskać pamięć i wspomnienia z wczorajszego dnia. A może jeszcze z dzisiejszego dnia? Spojrzałam na swoją dłoń - nie było na niej śladu krwi. Może to całe wydarzenie było tylko moim snem? Powoli próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, a Harry wyczuwając mój ruch położył dłoń na moim plecach i pomógł mi się podnieść. Byłam słaba, a Harry to wyczuł. Już drogi raz dał mi do zrozumienia, że mogę być przy nim bezpieczna. Spojrzałam na niego trochę zaspanym wzrokiem, a on uśmiechnął się lekko do mnie, ukazując swoje dołeczki w policzkach.
      Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był to kwadratowy pokój, którego ściany były pomalowane na granatowo. Jedną całą ścianę wypełniały regały z książkami. Pod inną ściana stał mały stolik, a w koło niego ustawione fotele, które wyglądały na niesamowicie wygodne. Inna ściana byłą ozdobiona rysunkami i zdjęciami w ramkach. W jedną fotografię uparcie wpatrywał się Zayn. Co on tu robił?  Jeszcze raz spojrzałam na Harry'ego, który westchnął głęboko i zwrócił uwagę demona. On odwrócił się w naszą stronę i z kamienną twarzą wyszeptał:

- Dobrze, że się obudziłaś.

      Wstałam na nogi i podeszłam do zdjęć wiszących na ścianie. Stanęłam na palcach , by przyjrzeć się fotografii, która przyciągała uwagę Malika. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu fotografia przedstawiała Hayley. Wyglądała na około 17 lat. Jej włosy były w tamtym czasie koloru blond. Moja przyjaciółka stała na tle Big Bena, a na jej twarzy widniał szczery uśmiech. Uśmiechnęłam się lekko widząc Hayley szczęśliwą. Dawno nie widziałam jej w takim stanie. W ostatnich dniach na jej twarzy gościł obojętny wyraz twarzy. Skarżyła się na swoje osłabienie, które przyszło nie wiadomo skąd. Jeszcze była trochę zdenerwowana, bo została wytrąca z równowagi przez Zayna. Nie dziwię się, że chodzi przygnębiona i z trudem się śmieje. A na dodatek przejęła się trochę tą dziwną sytuacją u mnie w mieszkaniu.

      Lekki uśmiech z mojej twarzy automatycznie zniknął. Kołek. Ten cholerny tajemniczy mężczyzna wbił mi kołek w serce! No dobra, prawie w serce, ale to nie zmienia faktu, że napadł na mnie! Obiecałam sobie w tamtej chwili, że jeśli dopadnę tego faceta, to nie wyjdzie z naszego spotkania żywy. Może już się bać i uciekać.

      Spojrzałam ostatni raz na Zayna, który nadal uparcie wpatrywał się w Hayley. Powolnym krokiem odeszłam od ściany ze zdjęciami i skierowałam swój wzrok na Louisa, który siedział na jednym z tych wygodnie wyglądających foteli. Podeszła do stolika i usiadłam naprzeciw hybrydy. Louis podniósł wzrok nad czytanej przez niego książki i posłał mi ledwo dostrzegalny uśmiech. Znużona założyłam nogę na nogę, nie chcąc przerywać tej ciszy, która panowała w pokoju.
  


***

      Wyraźnie znudzona zaczęłam bawić się swoimi włosami. Zakręcałam je na palec, by mieć chociaż minimalne zajęcie. Każdy z obecnych się nudził. Zayn, który przestał wpatrywać się w zdjęcie Hayley, grzebał w regałach z książkami. Wydawało mi się, ze czytał tytuły książek jakby mu tak rozkazano. Louis, z kolei przysunął jeden z wygodnych foteli w stronę najciemniejszego kąta w pomieszczeniu i zwyczajnie postanowił odpocząć. A Harry? Siedział ze mną na kanapie i od czasu do czasu zerkał na mnie ukradkiem.

      Nagle drzwi od pomieszczenia gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Joseph Flanagan. Zerwałam się na nogi, a moja czujność wrosła o 100 %. Harry stanął przy mnie, a ja nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony musiałam myśleć o ucieczce, a z drugiej strony chciałam nabywać się tym przyjemnym uczuciem, gdy obok mnie jest Harry. Miałam kompletny mętlik w głowie.

-  Posłuchajcie. Mam coś ważnego do powiedzenia... - zaczął wilkołak, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa.

      Ja Wybrana? Ja mam w sobie krew najsilniejszej czarownicy? Zaśmiałam się sarkastycznie. To pomyłka. Pomylili mnie z kimś. Bardziej wyznaczyłabym tą rolę Octavii, ona, by się chyba bardziej nadawała. Ale ja? Podkuliłam nogi tak, aby kolana były przy mojej twarzy. Harry, który ciągle dotrzymywał mi towarzystwa, objął mnie swoim ciepłym ramieniem, a ja nie mogłam oprzeć się pokusie, by oprzeć głowę o niego. Harry pocałował mnie w głowie, a mi zebrało mi się na płacz. Nie Nina, nie możesz płakać. Nie możesz pokazać, że jesteś słaba.

       Drzwi otworzyły się ponownie, a do środka weszło dwóch ochroniarzy. Zaprowadzili nas do gabinetu Pierwszej. Moje nogi były jak z waty, a Harry położył mi rękę na plecach i lekko popychał w stronę gabinetu. Przy samych drzwiach zobaczyliśmy tego samego anioła co wcześniej. Patrzał na nas oczami, które były przepełnione współczuciem i litością, a ja z całej tej sytuacji nie miałam nawet ochoty go zabić.

  ________________________________________________________
Cześć.! Oto jest część I dziewiątego rozdziału. Przepraszam, że dodaję tak późno, ale nie miałam możliwości wcześniej. II część pojawi się za tydzień i będzie już zawierała pobyt w Ciemnogrodzie.
Nie przedłużając:
Komentarze, elfy, komentarze!