czwartek, 30 stycznia 2014

18. - Wejście od innego wymiaru

[ HAYLEY ]

       Noc w naszym schronieniu minęła bez przeszkód. Dzisiaj był piąty dzień naszych poszukiwań. W ciągu tych kilku dniu zdarzyło nam się tak dużo przykrych niespodzianek, że w najbliższym czasie na pewno będziemy mieć gorsze przeszkody do pokonania. Jestem pewna, że z tego wyjdziemy, ale niepokoi mnie fakt, że kazałam Niallowi i Effy ocalić Harry'ego. Wydaje mi się, że wysłałam ich na śmierć. Nie zależało mi ani na elfce ani na aniele i ani trochę na wilkołaku. Jednak czułam dziwne wyrzuty sumienia. W końcu powiedziałam, że każdy ma siebie sam chronić, bo to jedyny rodzaj przetrwania. Ale może jednak się przeliczyłam? Może jednak nasze zwycięstwo zależy od współpracy? Zawsze polegałam tylko na sobie, nie wiem czy uda mi się współpracować. To zawsze ja byłam w centrum uwagi. Ja byłam ta wyjątkową i uwielbianą. Nie jestem pewna czy mogłabyś podzielić się kimś swoim zwycięstwem. Mogę z kimś wygrać bitwę. Jednak wojnę rozegram sama. I wygram.

      Dzisiaj według wskazówek Zayna i Liama wybieramy się do jakieś jaskini, która według nich jest interesującym obiektem. Nie wiem co o tym myśleć, ale czuję, że muszę przejąć dowodzenie. Jednak odczekam, aż znajdziemy się w jaskini. W ciemnych i tajemniczych korytarzach w ostatnim czasie zdążyłam się dużo nauczyć.

- To tutaj. - usłyszałam przy swoim uchu.

      Spojrzałam na wskazane miejsce. Podeszłam bliżej i popatrzyłam z góry na stare, skamieniałe schody prowadzące kilka metrów na dół. Popatrzyłam na swoich towarzyszy i bez słowa zaczęliśmy schodzić na dół. Następnie przemieszczaliśmy się korytarzem i zobaczyliśmy dziurę wybitą w ścianie. Uważaliśmy to za ślepy zaułek jednak nie mając innej drogi do sprawdzenia przeleźliśmy przez dziurę i rozejrzeliśmy się po niedużej jaskini. Liam zauważył w ścianie dwie dziury a pod nimi na podłodze leżał urwany dość ciężki łańcuch. Ta jaskinia jako miejsce porwań? Mam nadzieję, że porwana osoba umarła albo jest gotowa by stanąć po naszej stronie. W najgorszym wypadku będzie musiała zginąć.

- Patrzcie! - zawołał Liam i wskazał nam małą szparę w ścianie. No proszę, jednak śmiertelnik nam się na coś przydał.

       Po kolei przecisnęliśmy się na druga stronę. Zauważaliśmy zwykłą zardzewiałą furtkę, dlatego nasze podekscytowanie automatycznie zmalało. Spodziewaliśmy się czegoś w rodzaju korytarzy, pochodni, zwłok, a tu ku naszemu rozczarowaniu stoi mała samotna furtka. W tym niezwykłym miejscu wydaje się strasznie nudna i bezużyteczna. Przepraszam, nie wydaje mi się, ja to wiem.

       Liam postanowił coś zdziałać i szukał po każdym calu jaskini jakieś wskazówki lub czegoś czego się tu spodziewaliśmy. Krokiem pełnym znudzenia przeszedł przez furtkę, a jego ciało zniknęło. Gwałtownie stałam się czujna i spojrzałam na Zayna pytającym wzrokiem. On odpowiedział mi tym samym, a ja uklęknąwszy przeczesałam ziemię naokoło zardzewiałej furtki. Spodziewałam się znaku, wskazówki i znalazłam; pod ziemią wyryto znak Unil. Dotknąwszy go palcem wskazującym poczułam dziwny ból, który wyniszczał od środka. Nie mogąc wytrzymać złapałam się za skronie a w mojej głowie pojawiła się dawno niewidziana królowa Sordia.

" - Królowo, oto miejsce spoczynku Dusz. - Onkel wskazał ręką na ziemię.
- To? - spytała królowa niedowierzająco. - Ta jaskinia?
- Królowo, to nie jest zwykła jaskinia. Widzi pani tą oto furtkę? Ona przenosi do innego świata. Jest zaczarowana. Dusze wpędzone do środka mają upragniony spokój. Jest to wymarzone miejsce dla naszych bóstw.
- Jak wygląda ten inny wymiar?
- Powierzchnia jest mała, jednak skrywa wielkie tajemnice.  Sam nie wiem co tam jest. Jednak wiadome, że kryje się Tron Posejdona.
 - Skąd masz takie informacje? - warknęła Sordia.
 - W Dniu Wyboru Dusze znajdują się w naszym świecie. Moja babka jest Duszą, powiedziała, mi że w jej wymiarze znajduje się Pajęczyna, Która Krwawi.
- Bzdura! - wrzasnęła królowa. - Pajęczyna to mit! To bzdura! Znaki zaprzeczają istnieniu Pajęczyny!
- Ależ pani, proszę się nie denerwować. - do jaskini wkroczył donośnym krokiem Gordon. - Wiadome jest, że jest, że Tron Posejdona skrywa Diament Nadziei. Lecz, aby dostać Diament trzeba mieć w posiadaniu Kamień Pokoju i Nić Pajęczyny. Bez tego, Diament się nie pokaże. 
 - Diament ujrzy tylko Nieustraszona Dusza. - dodał Onkel.
- Istota Naznaczona rodzi się tylko raz. A po śmierci zostaje Duszą... - wyszeptała Sordia."

"Staniesz się Nieustraszoną, Hayley. Nie pisane jest tobie życie.."

       Ocknęłam się ze snu na jawie. Moja głowa pękała. Sordia ma rację, niepisane jest mi żyć. Muszę umrzeć! Ale moja magia? Będąc Duszą stracę ją! Ale... jak mam stać się Duszą? Żadna czarownica nie umarła. Nie mówili mi jak stać się "żywą" po ewentualnej śmierci.

"Musisz oddać moc przed śmiercią. Nie zostaniesz Duszą, gdy umrzesz będąc pełnoprawną czarownicą. Musisz umrzeć będąc śmiertelną."

      Świetnie. Muszę oddać komuś moc? Ale komu? Nikt nie zasługuje na zaszczyt otrzymania mocy. Najlepszym kandydatem będzie Zayn lub Nina, której obecnie nie ma, bo zaginęła. Co teraz? Muszę oddać moc, któremuś z tej dwójki.  Będę miała tylko jedną decyzję. Nie mogę jej zmarnować.

- Hayley? Już dobrze? - zapytałam Zayn.
- Tak, po prostu... już mi lepiej. - powiedziałam wymijająco. Nie musi o niczym wiedzieć.
- Co teraz zrobimy? - zapytał ponownie Zyn.

       Spojrzałam na znak Unil. Błyszczał nikłym światłem. Jego żywot pomału się kończy. Każdy znak ma określony czas lub zadanie. Ten najwyraźniej miał zadanie. Przyprowadzić Naznaczoną.

- Chodź za mną i nie zadawaj żadnych pytań. - spojrzałam na niego, a on kiwnął głową. Niepewnym krokiem przeszłam przez zardzewiałą furtkę i w tej chwili zauważyłam ślady odcisków palców. Nie miałam czasu by się im przyjrzeć. Zostałam teleportowana do innego wymiaru.

      Oboje wylądowaliśmy na twardej posadzce. Zauważyliśmy, że nie jesteśmy sami. W tym wymiarze znajdował się oprócz Liama Louis i Nina. Patrzeli na nas jak wryci, nie mogli zrozumieć co się stało. Odwdzięczyłam się tym samym i wszyscy gapiliśmy się na siebie bez słowa. W końcu Louis odchrząknął znacząco i przez ściany wparowali do nas mekendorzy.
- Nie patrzcie im w twarz! - wrzasnęłam najgłośniej jak się da.

      Mekendorzy złapali nas za ręce z wyjątkiem Louisa. Co jest grane?

- Louis, pomóż nam! - krzyknął Zayn.
- To zdrajca! Kłamca! - wrzasnęła Nina niemal wyrywając się z uścisku mekendora.

      Louis uśmiechnął się drwiąco i skinął głową jednemu z mekendorów. On przenikł przez ścianę wraz z Liamem, a wszyscy pozostali zrobili to samo. Przenikanie strasznie bolało.

      Zostaliśmy uwięzieni. Ręcę związali nam lisią nitką, a oczy zasłonęli przepaską. Słyszałam szum wody. Głośny, jakby pod nami. Po kilkudziesięciu minutach minutach oczekiwania zdjęto nam przepaski z oczu. Moim oczom ukazał się mityczny Tron Posejdona. Nie potrzebowałam więcej informacji. Wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Do Tronu prowadził wąski kamienny most. Dokładnie pod nami znajdowało się woda. Pod nią nie było dna.

- Witaj Nieustraszona Duszo. - usłyszałam głos kierowany do mnie. O mało nie wrzasnęłam, gdy zobaczyłam swojego prześladowcę. To Michael.
Upadły anioł ma pod swoim władaniem mekendory, które powinni go zabić. Ale jeśli Madlock ma w posiadaniu Kamień Pokoju; niczego nie mogę się po nim spodziewać.
- Witaj. - Michael uśmiechnął się drwiąco zadowolony z całej sytuacji.

 ________________________________________________________
Przybywam z nowym rozdziałem!
Czujecie to? Zbliżamy się do zakończenia całej historii! ;D
W opowiadaniu znowu pojawił się upadły anioł, który sporo namieszał! Tęskniliście za nim? xD
Nie wiem, co jeszcze napisać, więc się żegnam i dziękuję za opublikowane komentarze! <3
Buziaki :*

Zaraz po zakończeniu tego bloga, otwieram tego ---> Jesteś moją regeneracją.
Zapraszam do zajrzenia, dodania się do obserwatorów i ewentualnego komentarza :)

Zapomniałabym! Gorąco dziękuję za nominację do Versatile Blogger Awards :)

EDIT:
Zagłosujecie na tego bloga na stronie http://onedirectionfanfictionslist.blogspot.com/ ? (ankieta po lewej).
 http://spis-blogow-1d.blogspot.com/2014/02/blog-miesiaca-luty.html  (ankieta po prawej)
Z góry dziękuje za oddane głosy! :**

czwartek, 23 stycznia 2014

17. - "Zły dzień?"

[ NINA ] 

      Obudziłam się na twardej posadzce w zatęchłej jaskini. Siedziałam pod ścianą, a ręce były związane łańcuchami i przypięte nad moją głową. Naokoło otaczały mnie tylko ściany, jednak po mojej lewej stronie była wolna droga do ucieczki. Nie było zamurowanego wyjścia, wolna przestrzeń, jednak wyglądała jakby została niechlujnie wybita ściana. Po mojej prawej stronie widziałam małe źródło światła i jakby zardzewiałą niską furtkę, a może jednak były to tylko złudzenia spowodowane przez głód. Nie wiem jak długo tu siedziałam, jednak wystarczająco długo, aby poczuć, że mój żołądek skręca się, aby dostać złaknioną kropelkę krwi. Potrzebowałam czerwonej cieczy. Teraz.

      Hałas dobiegający ze strony możliwej ucieczki nasilał się, a ja z zainteresowaniem obserwowałam jak z ciemności wyłania się postać Louisa. Na sam jego widok prychnęłam pod nosem i obróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Nie będę psuła sobie wzroku.

- Już się obudziłaś? Może głodna? - spytał z fałszywą troską.
- Bardzo. - prychnęłam pogardliwie.
- Masz.

      Obróciłam głowę, by zauważyć, że postawił kubeczek z krwią dokładnie przy wyjściu. Emocje we mnie zaczęły buzować na zapach świeżej krwi i zaczęłam się szamotać, by wyrwać nadgarstki z metalowego uścisku. Były jednak one bardzo ściśnięte i Tomlinson wyrwał je z zawiasów jednym ruchem dłoni. W tej chwili miałam w planach zwlekanie naszej rozmowy bym mogła się napoić i po odzyskaniu sił wyrwać serce z bezdusznej postawy hybrydy.

      Doczołgałam się do kubeczka z czerwoną cieczą. Jednym łykiem wypiłam całą zawartość i spróbowałam niezauważalnie przesunąć się dalej, by zobaczyć co znajduje dalej. Jednak nie mogłam pójść dalej. Coś, jakaś niewidzialna siła, zatrzymywała mnie w aktualnym położeniu. Nie mogłam wykonać kroku dalej, przez co kompletnie się wściekłam, ale stłumiłam gniew i udawałam jakby nic się nie stało.

- Nie możesz iść dalej? Oh, jak mi przykro. - zadrwił Louis. - Widzisz, to nie jest zwykła jaskinia. Od dzisiaj będziesz tutaj więziona, aż do zakończenia wyprawy. Każdy wampir, który tu wejdzie nie będzie miał możliwości aby stąd wyjść. Natomiast wilkołaki, czarownice, demony, hybrydy będą mogły w sobie wchodzić i wychodzić, a ty nie będziesz miała na to wpływu.
- Bawi cię to? Nie spodziewałam się, że jesteś zdolny do zdrady.
- I to był twój błąd, Nina. Nigdy nie doceniałaś moich możliwości. Nie wiedziałaś do czego jestem zdolny.
- Przez niewolę Kamienia Pokoju stałeś się taki, prawda?
- To nie jest sprawa Kamienia. Jestem hybrydą, mam w sobie geny wampira. Nie mógłbym poczuć odrazy do swojego własnego rodu. Musisz zrozumieć, że nienawiść do ciebie nigdy nie była związana z Kamieniem. Istoty cię nie lubią, nienawidzą cię. Włącznie ze mną. - uściślił.
- I to sprawiło, że posunąłeś się o zdradę?! - warknęłam.
- Od początku was zdradzałem! - wybuchnął Louis. -  Mam gdzieś, że straciłem zaufanie całego mojego towarzystwa! Nie obchodzi mnie Kamień! Lubię jego brak! Lubię spustoszenie, krwawy mord! Nie zależy mi na nikim!
- Więc czemu przez tyle lat udawałeś mojego przyjaciela? - zapytałam bojąc się odpowiedzi.
- Jesteśmy w przepowiedni. Od kilku wieków wiedziałem, że jesteśmy kimś więcej niż jednymi z przedstawicieli swoich rodów. Wiedziałem, że zostaniemy wystawieni na próbę. Żeby dowiedzieć się więcej o przepowiedni musiałem mieć znajomości, właśnie wtedy poznałem ciebie. Rozpoznałem po słowach przepowiedni, że jest mowa o tobie. Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał tej sytuacji. Dzięki tobie zyskałem wiele potrzebnych sytuacji i miałem wiele do powiedzenia pewnej osobie. - zaciekawiona bardziej wsłuchałam się w jego słowa. - Żegnam cię. Za dużo się dzisiaj dowiedziałaś.

       Odprowadziłam Louisa wzrokiem. Gdy upewniłam się, że odszedł uderzyłam złożoną pięścią w kamienną ścianę. Osunęłam się po niej. Byłam bezradna i wykorzystana. Lepiej być nie mogło.

      Zilustrowałam jaskinię wzrokiem i dokładniej przyjrzałam się tej części, gdzie widziałam malutkie źródełko światła. Wstałam z zimnej posadzki i poszłam bliżej, by ocenić jak naprawdę wygląda sytuacja. W ciemnym rogu zauważyłam, że po ścianie ścigają się pojedyncze krople wody. Szybko zorientowałam się, że nade mną znajduje się źródło wody. Ale to światło? Po przyjrzeniu się dokładniej zwróciłam uwagę, że krople świecą swoim własnym światłem. Czyli to od nich pochodziło tajemnicze światło, ale co z zardzewiałą bramką? Rozejrzałam się dookoła. Naokoło same ściany jaskini. Dawno nieotwierana furtka musiała być wymysłem mojej wyobraźni.

      Zaczęłam odchodzić w stronę "wyjścia". Zatrzymałam się nagle uświadamiając sobie, że plusk wody robi się coraz głośniejszy. Wolno obracając się w stronę dochodzącego dźwięku zobaczyłam jak krople wody skakają do równoległej ściany. Podeszłam bliżej, by zobaczyć ich wędrówkę i zauważyłam to. Malutką szczelinę. Przecisnęłam się przez nią i w tych egipskich ciemnościach doskonale widziałam zardzewiałą furtkę, która podobnie jak woda błyszczała światłem własnym.

      Obeszłam furtkę z każdej strony. Po cholerę ktoś mógł stawiać samą furtkę? Gdzie reszta? Płot w sumie mógł być kiedyś postawiony, ale ktoś się go pozbył. Ale czemu? Znowu obeszłam furtkę z każdej strony, dotykając ją i brudząc ręce przez kurz, który przez lata zdobił zardzewiałą furtkę. Po chwili zastanowienia postanowiłam sprawdzić czy furtkę można otworzyć. Ruszyłam ją. Ani drgnęła. Ruszyłam ponownie zniecierpliwiona zwlekaniem. Furtka otworzyła się. Ze znudzeniem przeszłam przez nią nie spodziewając się, że wpakowałam się w cholernie trudną sytuację.


 ***


      Z głośnym łoskotem upadłam na zimną zakurzoną posadzkę. Zakaszlałam od obłoków kurzu, które po moim lądowaniu unosiły w każdym calu po... ? Powstrzymując załzawione oczu rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w nieużywanej studni. Po ścianach w szaleńczym tempie spływały krople wody. W ciemniejszych zakamarkach zauważyłam zwiędłe już rośliny. Patrząc w górę obracałam się dookoła własnej osi. Zastanowiłam się jak by to było, gdy woda spływająca po ścianach napływała szybciej i czy byłaby możliwość, aby zalała studnię. W jednej chwili woda najwyraźniej słysząc moje myśli zrobiła to o czym myślałam. W jednej chwili cofnęłam wszystko, a woda cofnęła się i płynęła po ścianach pod prąd. Zastanawiając się nad tym podeszłam powolnym krokiem do jednej ze ścian. Trzymałam dłoń w powietrzu utrzymując kilka centymetrów odstępu od ściany. Krople zaczynały skakać do mojej dłoni, a ja pomyślałam o kuli uformowanej z wody. Przezroczysta ciecz zrobiła to o czym pomyślałam i koło mojej dłoni lewitowała kula wody. Odsunęłam się od ściany, a kula nadal pozostawała taka sama. Pomyślałam o tym czy można było by nią rzucić. Zamachnęłam się i rzuciłam kulę w równoległą ścianę. Woda rozprysła się na wszystkie strony, a ja wtedy przypomniałam sobie słowa, które ktoś wypowiedział w lesie przed uprowadzeniem przez Tomlinsona.

       "Ex quibus iam habes aquam validam. Socius hodie ex aere, et terra - vestris subditis." - "Od dziś  władasz potężnym żywiołem jakim jest woda. Powietrze od dziś jest twoim sprzymierzeńcem, a ziemia - twoim podwładnym." 
  
        Podeszłam do wyschniętych roślin. Pomyślałam o tchnięciu w nie życia, a roślina niemal od razu odzyskała żywy zielony kolor. Pomyślałam teraz o powietrzu. Zapragnęłam by uniosło kamień tak, aby lewitowało. Po chwili czekania powietrze wykonało moje polecenie, a ja pomyślałam, że teraz znacznie lepiej i łatwiej będzie mi pokonać Louisa i wpędzić jego udręczoną duszą na drogę do śmierci.

      Nakazałam, aby kamień opadł na ziemię. W tej samej chwili pojawił się Louis, który wszedł najwyraźniej ukrytym wejściem. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła i napotkał mnie. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym gniewu i nienawiści. Ja odzyskawszy utraconą pewność siebie rozpoczęłam grę, której hybryda nie dożyje.
- Zły dzień? - zapytałam niewinnie. 


 ________________________________________________________
 Miałam ten rozdział dodać w piątek, bo nie być w pełni skończony, ale sobie pomyślałam, że może coś jeszcze wymyślę i ta-dam! ;D
Podoba Wam się nowe nieznane wcielenie Louisa? xD
Chciałam podziękować za ponad 7 tysięcy wyświetleń! Zakładając bloga nie spodziewałam się, że osiągnie taką wielką liczbę oglądalności! ;)
*Horan Hug dla Was* <33
Nie przedłużając, zapraszam do komentowania ;)
Może dobijecie do 10, co miśki? <3
Kocham Was :*

czwartek, 16 stycznia 2014

16. - Pierwsza śmierć

[ NIALL ]

      Spędzanie czasu z Effy sprawiało mi dużą przyjemność. Elfka pokazywała mi rośliny, zwierzęta, o których istnieniu nawet nie śniłem. Pokazywała mi swój świat od innej strony; nie od ciemnej, złowrogiej, ale tej przyjemnej, błyskotliwej. Effy uświadomiła mi, że Ciemnogród jest miejscem pełnym przeciwności. Są starcia dobra ze złem. Są mieszaniny gatunków, które nigdy nie powinny przebywać w swoim towarzystwie, a tu - w Ciemnogrodzie - spędzają wiele czasu na takich rozrywkach jak polowanie na słabsze gatunki. Dzięki Effy zmieniłem podejście do tej wyspy. Już nie budzi we mnie tak wielkiego lęku jak na początku naszej wyprawy. W głowie już nie kołaczą mi myśli, że ta wyspa jest moją zgubą. Podejście do Ciemnogrodu diametralnie się zmieniło, ale to niestety nie zmienia faktu, że jak najszybciej pragnę wrócić do swoich towarzyszy i odnaleźć Kamień Pokoju. Ale obecność elfki podnosi mnie na duchu, bo jest jedną z nielicznych, z którymi mogę normalnie porozmawiać. Z uwagi na moje anielskie pochodzenie nie zdobyłem szacunku ze strony Niny, Zayna, Harry'ego i Louisa. Najlepiej z grupy rozmawia mi się z Liamem - on jako człowiek doskonale rozumie moje położenie. Gdy rozmawiam z Hayley czuję się dość dziwnie, nasze rozmowy zwykle wypadają niezwykle sztywne.

      Zeszłem na dół po drewnianych schodach. Szmer dochodzący z dołu stawał się coraz głośniejszy. Powoli stawał się nie do niewytrzymana. Zobaczyłem, że Effy wpatruje się z uwagą w okno wychodzące na zachód. Zbliżyłem się do niej i zauważyłem obiekt jej niezwykłego skupienia. Niedaleko nas na polanie zabawiali się tubylcy. Ich zachowanie sprawiało wrażenie jakby byli gotowi do natychmiastowego ataku; z czym się akurat nie pomyliłem.

      Nagle zbiegli się w okręg i wydarli ze swoich gardeł jeden ogromny krzyk i rzucili się na północ w szaleńczym tempie. Nie ukrywałem swojego zdziwienia, pierwszy raz widziałem i tubylców i takie zachowanie. Effy zauważyła moją reakcję i zaśmiała się nerwowo.
- Pierwszy raz ich zobaczyłeś? - kiwnąłem głową. - Mam nadzieję, że to ostatni raz.
- Czemu? - zapytałem.
- Opowiem ci po drodze. Chodź, chyba będziemy musieli kogoś uratować. - Effy złapała mnie za rękę i pociągnęła w tym samym kierunku do którego udali się tubylcy.

      Stąpaliśmy ostrożnie, by nie nastąpić na żadną pułapkę zastawioną za istotami, po których śladach szliśmy. Chociaż nie było to nazbyt trudne, ponieważ zwierzątko Effy - chochlik Peeston - wynajdował pułapki w niezwykłym tempie, musieliśmy być tylko ostrożni na wypadek, gdy któryś z tubylców odłączył się od grupy na zwiady.

- Wyjaśnisz mi o co chodzi z tymi tubylcami?
- Ci tubylcy to pokolenie Kirijorgan, podwładni wielkiego władcy, który kiedyś zamieszkiwał tą wyspę. Wiele korzyści sprowadził na wyspę, jednak nie potrafił porozumieć się z prawdziwą władczynią Ciemnogrodu - Sordią. Stale prowadzili ze sobą niekończące się kłótnie o terytorium i inne mało znaczące sprawy. I kiedy mieszkańcy Ciemnogrodu zaczęli powoli umierać, Kirijorgan wpadł w szał i oskarżył królową Sordię o sabotaż. Władczyni wpadła w niepohamowany gniew i z powodu oskarżenia w jej stronę rzuciła klątwę na pokolenie władcy - od teraz jego przyszłe pokolenie cofnie się w rozwoju, tak, że nie przetrwają nadchodzących wydarzeń... A teraz, zaledwie kilka miesięcy temu tubylcy zaczęli myśleć. Nadrobili swój rozwój intelektualny, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Tubylcy zaczęli napadać na elfy, porywali chochliki. Zaczęli uważać się za władców tej wyspy. Nie zastanawiałeś się czemu moja chatka jest ukryta w cieniu drzew i jest porośnięta gąszczem? To jeden z wielu pomysłów kamuflowania się.

      Usłyszeliśmy cichy szmer za plecami. Peeston został postrzelony. Z łuku, z ręki tubylca. Effy jako istota bardzo wrażliwa zaniosła się cichym szlochem, a ja rozgniewany zacząłem szukać łucznika. Nikt w mojej obecności nie będzie nikogo postrzelał. Nawet zwierzęcia. Szukany przeze mnie łucznik był słabo zakryty przez drzewo, ale zdążyłem uchylić się przed kolejną wypuszczoną strzałą. Jesteś głupi, Niall. Posiadasz anielską tarczę ochronną.

       Rzuciłem się na tubylca, a on roztargniony nie zdążył zareagować na mój atak. Jednym ruchem wyrwałem mu z ręki łuk i popchnąłem tubylca na ziemię. Przycisnąłem mu łuk do gardła, by nie mógł się poruszyć. Złość emanowała ze mnie, a łucznik był coraz bardziej wystraszony. Przez Ciebie się boi, Niall.

      Moje oblicze gwałtownie złagodniało. Jestem aniołem, co ja robię? Ocknąłem się i wytrzepawszy spodnie z ziemi, ostatni raz spojrzałem na tubylca. Powiedziałem krótkie anielskie zaklęcie a łucznik odszedł jakby we śnie do swojej osady. Odwróciłem się i zacząłem szukać wzrokiem Effy. Klęczała nad Peeston'em i ocierała oczy od wyschniętym łez. Podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu, w celu pomocy, wsparcia. Elfka przytulając się do mnie zaniosła się głośnym płaczem. Peeston umarł.

      Tkwiliśmy w takim bezruchu kilka minut, a płacz powoli wygasał. Effy odsunąwszy się ode mnie kolejny raz przetarła oczy ręką i wypowiedziała słowa, których nigdy nie spodziewałem z jej ust:
- Jeszcze pożałują, że nas zaatakowali.

      Wstała i żwawym krokiem skierowała się do dalszej drogi. Poszedłem w ślad za nią i ku mojemu zdziwieniu przez moment, gdzieś w głębi miałem ochotę powiedzieć to samo, co Effy. Co się stało ze mną stało? Ta wyspa, albo otoczenie, sprawia, że nadchodzą zmiany, których się kompletnie nie spodziewamy. Wpadają do naszego umysłu bez pozwolenia i mimo naszej woli zmieniają tok myślenia. Nadają nam nowy charakter.

      Wędrówka za śladami tubylców trwała dość długo. Zatrzymaliśmy się nagle słysząc czyjeś głosy, dla mnie znajome głosy.
- Nie możemy tam iść. Nie jesteśmy bezpieczni, gdy zachodzi słońce. Przyjdziemy tu jutro i dokładnie zbadamy okolicę.
- Obawiam się, że szybko do schronienia nie dojdziemy.

      Wyjrzałem zza drzew by spojrzeć na gwałtowny pościg tubylców za jakimiś postaciami. Powoli zorientowałem się, że mój słuch mnie nie zawiódł, a tajemnicze postacie to istoty z mojej grupy. Razem z Effy biegliśmy truchtem za atakiem tubylców. Zbliżając się coraz bardziej zauważyłem, że jeden z moich towarzyszy wpadł w pułapkę. Zahaczył stopą o lisią nitkę, a automatycznie zza drzew wyszli łucznicy. Effy skryła się za moimi plecami i z zapartym tchem czekaliśmy na przebieg nadchodzących wydarzeń.

      W pewnej chwili elfka pociągnęła mnie za rękę i wskazała na urwisko. Na kamiennej skale stała Hayley z różdżką w dłoni. Zayn najwyraźniej gorączkowo szukając planu ucieczki spojrzał za siebie i spoglądając na sylwetkę czarownicy wiedział, co należy wykonać. W tym samym czasie, gdy z Liamem zaczął spadać w głąb urwiska, rudowłosa wysłała telepatyczny rozkaz do mnie, jak i Effy. Już wiedzieliśmy co mamy zrobić.

       Obserwowaliśmy jak tubylcy wyciągają Harry'ego z ogromnej wykopanej dziury w ziemi. Zaczęli go wiązać lisią nitką, a następnie przywiązali jego nogi i ręce do bambusowego patyka i w takiej pozycji Styles wisiał przez całą drogę do wioski pokolenia Kirijorgan.

      Ponownie razem z Effy szedłem za śladem bardzo agresywnych istot. Elfka ciągle chowając się za moimi plecami szła z pewną niepewnością i strachem. Jej dawna pewność siebie ulotniła się, gdy każdy krok zbliżał nas do wioski pełnej tubylców. Jednak szła dalej. Ciągle przezwyciężając strach szła za mną, niemal przytulona do moich pleców.

- Musimy tam iść? - zapytała cicho Effy.
- Nie mamy wyjścia.

________________________________________________________
Oto rozdział 16!
I co myślicie?
Chciałam go jeszcze trochę rozwinąć, ale zdecydowałam, że lepiej będzie to zostawić na następny rozdział.
Praktycznie nic takiego się nie dzieje, jakby to samo zdarzenie co poprzednio tylko z innego punktu widzenia, ale jednak coś nowego jest :)
Ja od poniedziałku zaczynam ferie *jupi!* i będę starała się, aby rozdziały wychodziły dłuższe i ciekawsze, przynajmniej taki mam zamiar :D
Nie przedłużając, do następnego :**

Gorąco dziękuję Angie Rose za nominację do Liebster Award. Odpowiedziałam na twoje pytania, więc zapraszam do zajrzenia do zakładki LA :)))

Kocham Was ♥

czwartek, 9 stycznia 2014

15. - Długo wyczekiwana rozmowa

[ ZAYN ]

      Niewiedza doprowadza do szału. Każda moja komórka drga z podniecenia. Hayley została pochłonięta przez urwisko. Anioł nie wrócił ze swojej akcji ratowniczej. W tym czasie zostaliśmy napadnięci przez jakieś latające pasożyty. A po ich zamordowaniu Liam zauważył, że Louis i Nina rozpłynęli się w powietrzu. Gorzej być nie mogło. Jakbyśmy mieli za mało problemów. Teraz zostaliśmy we trójkę: ja, Harry i Liam. Prawda, że super? Na dodatek jesteśmy w rozsypce, bo słońce zachodzi za horyzont i najbardziej sensowne wyjście to wrócić jak w najszybszym czasie do naszego schronienia. Przecież nie wiemy co może nas dopaść. Dość długo nie byłem na wyspie. Może pokolenie tubylców zmądrzało? Może stworzenia żyjące tutaj uświadomiły sobie, że mają władzę nad wyspą? A może elfy zgarnęły dla swoich celów znaczne części Ciemnogrodu? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania i z pewnością nie dostanę szybko odpowiedzi. Jak narazie pozostaje tylko pogodzenie się z tym faktem. Chociaż to nie zmienia mojego uczucia, że w obecnym momencie najbardziej mi zależy na zobaczeniu Hayley żywej.

- Stary, popatrz. W tej skale jest wydrążona jaskinia. - usłyszałem głos Harry'ego skierowany do mnie.
- Widać, że latarnia płonie. - dodał Payne.
- Nie możemy tam iść. Nie jesteśmy bezpieczni, gdy zachodzi słońce. Przyjdziemy tu jutro i dokładnie zbadamy okolicę.
- Obawiam się, że szybko do schronienia nie dojdziemy. - czuć było drobną panikę w głosie Liama.
- Co...

      Wypowiedź Harry'ego stłumiły okrzyki tubylców. Biegli w naszą stronę umorusani błotem, a w dłoniach ściskali płonące pochodnie. Zauważyłem, że nie są pogodnie nastawieni. Spojrzenia i ruchy moich dwóch pozostałych towarzyszy mówiły za siebie - uciekaj.

      Ogarnęła mnie fala mieszanych uczuć, bo chciałem poznać intencje tubylców, a poza tym zaciekawiłem się faktem, że postanowili na nas napaść. Nigdy nie napadali na inne "osady". Elfy były bezpieczne, zwierzęta także, a ja z moją rodziną nie mieliśmy powodów by się ich obawiać. Jaka rzecz w funkcjonowaniu tubylców uległa zmianie?

       Razem z Harrym i Liamem wymieniłem szybkie spojrzenia i zaczęliśmy biec wzdłuż urwiska. Tubylcy podążyli za nami rycząc z podniecenia. Jednak czułem, że zaplanowali coś więcej niż napaść. Jeśli zdołali rozwinąć swoją inteligencję do obrania celu, namierzenia go, to na pewno zdołali także wymyślić plan B, gdyby pan A się nie powiódł. I zauważyłem punkt główny planu B - pułapka. Między drzewami zaplątana była nitka z lisiej skóry, która jest nierozerwalna. Jest sztywna i nie sposób jej pociąć ani zerwać. Idealna nitka, aby kogoś związać i porwać, nieprawdaż?

      Głęboko zagłębiając się w swoich rozmyśleniach nie zauważyłem faktu, że moi towarzysze mnie wyścignęli. Wlekłem się z tyłu, widząc biegnące odwrócone do mnie tyłem postacie. Były daleko w przodzie. Nie zastanawiając się długo, krzyknąłem krótki rozkaz skierowany do obu postaci:
- Stójcie!!

      Harry nie zdążył zahamować i zahaczył stopami o lisią nitkę. Wpadł do zastawionej pułapki, a za drzew wyszły genialne zakamuflowane postacie przyłączone do tubylców. Trzymali w dłoniach łuki i z pewnością nie zawahali się ich użyć. Spojrzałem za siebie wgłąb urwiska i zobaczyłem JĄ. Uśmiechnąłem się wbrew mojej woli i szybko odwróciłem się w stronę Liama, aby pokazać mu na migi, że ma wskoczyć w urwisko. On odwracając się do tyłu zrozumiał o co mi chodzi i zaczął bezgłośnie poruszać wargami. Zrozumiałem i zacząłem liczyć razem z nim.
- Trzy. - powiedzieliśmy równo.

      Zaczęliśmy spadać w dół, ale nagle poczuliśmy magię, która doprowadziła nas do kamiennego otworu. Stanąłem na nogi, a nasza wybawicielka odwróciła od nas wzrok i wykonała jakiś tajemniczy gest do postaci, która stała nad urwiskiem. Nie zdążyłem zobaczyć kim była ta postać, jednak przed oczami mignęły mi blond włosy. Nie zainteresowałem się tym faktem, miałem ochotę stać i podziwiać urodę mojej ukochanej.

- Żyjesz. - szepnąłem cicho.
- Żyję. - odszepnęła Hayley.
- Co teraz zrobimy? - zapytał Liam, przy czym zepsuł mi i Hayley tą cudowną chwilę, kiedy patrzeliśmy w sobie oczy tracąc kontakt z rzeczywistością.
- Jak to co? Wracamy do schroniska. Dosyć atrakcji na dzisiaj. - stanowczy głos Hayley odbijał się echem od nieznanej czeluści urwiska.
- A Harry?
- Zajmą się nim... moi znajomi. - powiedziała wymijająco Hayley. - Trzymajcie się. Teleportacja nie jest dosyć przyjemna. - usłyszałem i jakaś tajemnicza siła pociągnęła mnie w nieznany wir.


***

      Tajemnicza bańka okalała nasze schronienie i jezioro. Miała nas chronić przed nieprzyjemnościami związanymi z napadami zmutowanych zwierząt lub choćby ataku tubylców. Każdy z nas marzył tylko o odpoczynku; nie tylko fizycznym, bardziej psychicznym. Atrakcje, których doznaliśmy dzisiaj nie były ani trochę przyjemne, były wręcz odrażające. Odpoczynek jak najbardziej jest konieczny.

      Słońce całkiem zaszło za horyzont. Wyszedłem przed drewnianą chatkę i usiadłem na schodku. Ciemność naokoło mnie dawała mi pewny rodzaj ukojenia. Swoją delikatną dłonią głaskała po głowie i tuliła do snu. Jednak pewna osoba zbudziła mnie do myślenia i nie dała oddać się w objęcia Morfeusza. Hayley przysiadła do mnie opatulona dość cienkim kocem. W dłoni trzymała dwa kubki gorącej herbaty, przy czym jeden podała mi do ręki. Wziąłem go i uśmiechnąłem się do rudowłosej.

- Obiecałam ci szczerą rozmowę. Nie chcę przedłużać twojego czekania na nią. Więc pytaj, postaram odpowiedzieć na każde twoje pytanie. - jedwabny głos Hayley działał na mnie jak najostrzejsze ostrze.
- Czy jest osoba, która zasługuje na ciebie? - spytałem bojąc się odpowiedzi.
- Zayn... wiem, że nie jestem ci obojętna, ale także wiem, że ty wzbudzasz we mnie skrajne emocje. Z jednej strony nie mogę na ciebie patrzeć, ale z drugiej pragnę nacieszyć oczy twoim widokiem, by nie stracić ani sekundy. I chociaż te dwa uczucia się wykluczają, takie emocje we mnie wzbudzasz. Nie mogę tego pojąć i właśnie za to siebie nienawidzę; rozwiązuję zagadki nie związane ze mną, ale mojego życia nie umiem rozwiązać. Nie umiem go poukładać... Nie potrafię stwierdzić, czy zasługujesz na mnie. Jestem samolubna, niecierpliwa i zbyt pewna siebie. Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia. Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie wtedy, kiedy jestem najgorsza to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza.
- Zależy mi na tobie, Hayley. Nikomu nie dam cię skrzywdzić. Nie zrezygnuję z ciebie. Będę walczył do końca. Obiecuję.
- Jeśli na czymś ci zależy, walcz o to do ostatniej chwili. Lepiej ponieść porażkę wiedząc co zrobiłeś, niż żyć w poczuciu, że zbyt wcześnie się poddałeś.

      Radę mojej ukochanej włożyłem sobie głęboko do głowy i obiecałem sobie, że nigdy nie zawaham się o zdobycie serca Hayley. To ona zawładnęła moim umysłem, to jej twarz pojawia się, gdy zamknę oczy. To jej głos odbija się w mojej podświadomości. To ją kocham. I będę kochać.

      Hayley oparła głowę o moje ramię i razem czekaliśmy na pojawienie się pierwszej gwiazdy.

  ________________________________________________________
Wraz po przerwie świątecznej przybywam z długo wyczekiwanym rozdziałem! :)
Czy warto było na niego czekać to sami oceńcie, Wasza opinia bardzo mnie mobilizuje do dalszej pracy ;*
A jak Wasze święta? Co dostaliście miśki?
Ja dostałam dwa prezenty z naszymi pięcioma kociakami, więc to były jedne z najbardziej udanych świąt ♥
Teraz rozdziały będę dodawane regularnie co tydzień, więc blog wraca do porządku :))
Nie przedłużając, widzimy się za tydzień.! ;3

+
Jedna z czytelniczek poprosiła mnie, abym poprosiła Was o zagłosowanie w sondzie na jej blog :)
Głosujcie na bloga "We'll do it all" w sondzie na TEJ stronie :)
Za oddane głosy serdecznie dziękuję! :D