czwartek, 12 grudnia 2013

14. - Niepoprawna ucieczka

 [ NINA ] 

      Niecierpliwiłam się. Horan nie wracał, Hayley nie ma, nawet nie wiem czy jeszcze żyje. Co mnie obchodzi ten anioł, moja przyjaciółka ma żyć i koniec kropka. Mamy znaleźć ten cholerny Kamień i z powrotem wrócić do swojego świata. Dlatego czym prędzej oboje mieli wrócić. A nie wracają od ponad godziny. To za długo. Nogi mnie bolą od sterczenia, a Malik mnie denerwuje ciągłym nawijaniem o tym, że powinniśmy zejść w dół urwiska. W ogóle nie słucha naszych tłumaczeń i najchętniej sam by w skoczył za Hayley. Naiwny jest. Hayley na pewno żyje, jestem tego pewna. Gorzej jedynie z jej wolnością. Może żyć, ale być uwięziona. Może dlatego Horan tak długo nie wraca? A może stchórzył i nie poleciał wcale szukać mojej przyjaciółki? Chociaż, prawdę mówiąc, anioły są bardzo honorowe, przynajmniej tak mówią.
W każdym bądź razie, czekanie sprawia, że się męczę, a nerwy zżerają mnie od środka. Za to złość sprawia, że moja siła rośnie i jestem w stanie zabić każdego, kto się do mnie zbliży. Jestem bardzo narwana.

      Uderzył we mnie potężny świst powietrza.Włosy powiewały mi na wszystkie strony. Razem z innymi zasłoniłam dłonią oczy i spojrzałam na źródło nagłych podmuchów. Patrząc się w dół urwiska, zaczęłam słyszeć jakby ocieranie się skrzydeł i jakieś bzyczenie. Instynkt nakazał mi odejść od ciemnej otchłani i kiedy zaczęłam posuwać się jak najdalej od przepaści, ku moim oczom nadleciały ze wszystkich stron owady, nienormalnych rozmiarów i nienormalnego wyglądu. Duże oczy przypominające bardziej łuski kręciły się w każdą stronę, a zbyt długie spojrzenie owada posyłało promień światła, który z trzaskiem rozcinał powietrze.

      Harry jako pierwszy obudził się ze zdziwienia. Rzucił się na pierwszego z owadów, a on odparował atak, zrzucając wilkołaka boleśnie na ziemię. Zayn, który zaatakował z drugiej strony widocznie potrzebował pomocy w ogłuszeniu tego pasożyta. Payne wkroczył do akcji i im dwóm udało się się zabić to coś latające. Natomiast został drugi owad. Wyraźnie miał mnie na celu, ale ja tylko arogancko się uśmiechnęłam i dałam upust całej swojej złości, którą nagromadziłam w czasie czekania na Hayley i Nialla. Louis szybko dołączył do mnie, a pasożyt został powalony na ziemię. Wygrałaś, Nina.

      Co dziwne, zastanowiło mnie pewna rzecz; bowiem istoty, które na nas napadały, atakowały nas zawsze dwójkami. Były dwie zmutowane hieny, dwa latające pasożyty. Gdybym miała atakować kogoś spoza swojego terytorium napadałabym większą liczebnością. Może te dwójki coś oznaczają? Chociaż to brzmi tak cholernie bezsensowne, zaniepokoiłam się swoimi przemyśleniami.

      Usiadłam pod drzewem. Oparłam czoło o nogi i spróbowałam wyrównać swoje myśli na niższy stopień i jak na razie rozkoszować się spokojem, który ogarniał nas po zabiciu nasłanych owadów. Było mi tak dziwnie spokojnie i czułam, że ten spokój nie będzie trwał na długo.

      Usłyszałam za sobą cichy szelest. Łamane gałęzie za moimi plecami były dla mnie równie głośne jak wybuch bomby. Zapobiegawczo wstałam i z lekkim niepokojem zaczęłam kierować się w głąb puszczy, która zasłaniała urwisko przed wścibskimi oczami. Ostrożnie stąpając po runie, rozglądałam się dookoła. Próbowałam nie narobić żadnego hałasu, co wychodziło mi bardzo trudno. W końcu, tracąc cierpliwość, stanęłam w miejscu i zapytałam się cicho: "Halo?". Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Nagle poczułam ciężkie dłonie na swojej głowie, a przy uchu usłyszałam nieznane mi słowa:
- Ex quibus iam habes aquam validam. Socius hodie ex aere, et terra - vestris subditis.

      Głowa pulsowała od bólu, a mnie zabrakło siły w gardle by zacząć krzyczeć. Miałam ochotę zemdleć, żeby - to wszystko - okazało się tylko marnym snem, który wytworzył się w mojej spragnionej spokoju psychice. Natomiast zamiast tego upadłam na kolana, a ze mnie wydobył się długi bezdźwięczny krzyk, który obudził we mnie chęć do samotnej wyprawy przez Ciemnogród.


***

       Słońce zachodziło za horyzontem. Moim umysłem kierowały nieznane uczucia i zmysły. Pragnęłam iść w stronę miejsca, którego nigdy nie widziałam na oczy, ale jednocześnie prawdziwa ja walczyła o to, abym tam nie poszła. Może chroniła mnie od niebezpieczeństwa, ale może ta druga strona chciała zapewnić mi coś konieczne do przetrwania?

        W pewnym momencie potknęłam się o wystający korzeń drzewa. Syknęłam pod nosem. Podparłam się łokciami, by pomóc sobie wstać. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam, że pewna postać podaje mi dłoń. Podniosłam głowę wyżej i zobaczyłam, ze przede mną stał Louis Tomlinson we własnej osobie. Wytrzeszczyłam oczy na jego widok, a on w odpowiedzi zaśmiał się i pociągnął mnie do pozycji stojącej. Otrzepałam spodnie, a hybryda intensywnie się we mnie wgapiała. Ja poszłam w jego ślady i staliśmy wpatrzeni w siebie przez dłuższy czas. W końcu moja cierpliwość uległa.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Nie pomyślałaś o tym, aby upewnić się, czy nikt na ciebie nie patrzy? Proszę cię, jesteś Nina Dobrev, powinnaś mieć opanowane takie rzeczy. Ucieczki, intrygi, chęć zostawienia innych na pastwę losu...
- Usłyszałam za plecami tajemnicze głosy i poszłam upewnić się, że jesteśmy bezpieczni. Nie miałam ochoty grać w pojedynkę ze śmiercią. - wysyczałam.
- To czemu teraz biegłaś w przeciwną stronę? Nie kierowałaś się w stronę naszego postoju. Biegłaś, aby jak najdalej oddalić się od nas.
- Zarzucasz mi coś? 
- Zarzucam ci to, że nadal lubisz sama wyznaczać sobie zadania i cele. Nigdy nie obchodziły cię intencje innych. Zawsze stawiałaś siebie na pierwszym miejscu. Nie obchodziły cię konsekwencje, zawsze musiałaś wygrać. Nawet, jeśli zwycięstwo miało być kosztem drugiego.
- Nie denerwuj mnie, Louis.
- Nadal łatwo wytrącić cię z równowagi.

      Nie wytrzymałam. Oszczerstwa w moją stronę obudziły we mnie gniew i pragnęłam wydłubać Louisowi oczy. Nie zastanawiając się długo, rzuciłam się na hybrydę. Louis nie zdołał obronić się przed moim atakiem. Nachyliłam się, aby pozostawić ślady moich kłów na jego szyi, lecz on rzucił mną o ziemię. Upadłam na plecy i przez moment nie mogłam złapać tchu. Dopiero sobie uświadomiłam, że nic nie jadłam, za to Tomlinson był świeżo najedzony. Hybryda uniosła mnie w górę, kolejny raz rzuciła mną o ziemię, a gdy zbliżyła swoją twarz do mojej, zadałam jej głębokie rany paznokciami. Uwolniłam się z uścisku Louisa i wykorzystałam resztki swojej siły na szybką ucieczkę i znalezienie pożywienia, które powinno dostarczyć mi choćby garstkę energii. Jednak, moja wolność nie trwała długo, gdyż poczułam jak zostałam popchnięta i przyciśnięta do ziemi.
- Lepiej nie mieć mnie za wroga, skarbie.


 ________________________________________________________
A jednak wyrobiłam się z rozdziałem, myślałam, że nie zdążę go napisać :)
Tym razem perspektywa naszej wampirzycy, która poznała prawdziwe oblicze Louisa. Nie spodziewaliście się takiego charakterku u niego, prawda? :P
Mam do Was pytanie: kogo perspektywa ma ukazać się w najbliższym czasie? Harry'ego, Liama czy Louisa? Nie mogę się zdecydować, więc wy mi pomożecie :D
Ze smutkiem muszę przyznać, że blog będzie miał przerwę świąteczną od dnia 16 grudnia do 3 stycznia.
Najbliższy rozdział pojawi się 9-10 stycznia.
Może zrobicie mi prezent świąteczny i pod tym rozdziałem dobijecie 10 komentarzy?
Tak dla mnie :)
Wesołych Świąt i udanego Sylwestra <33

czwartek, 5 grudnia 2013

13. - Pierwotna siedziba

*Rozdział dedykowany dla Forever Dreamer*

[ HAYLEY ]

Uciekaj. Jedyna czynność, którą byłam w stanie wtedy zrobić. Cała obolała, zmęczona, biegłam ile sił w nogach. Tuż za moim śladem biegły dzikie bestie, które strzelały iskrami ognia w moją stronę. Skręcając w kolejne korytarze, zagłębiałam się coraz bardziej w tej nowocześnie urządzonej jaskini. Nie dość, że miałam na karku zmutowane potwory, to jeszcze zgubiłam się w tym labiryncie korytarzy. Przyspieszyłam tempo, gdy usłyszałam głośniejsze warczenie za moimi plecami. Po chwili poczułam zapach stęchlizny od tych zwierząt i doszłam do wniosku, że już im nie ucieknę. Teraz będę musiała zawalczyć. Nikt nie mówił, że będzie lekko, Hayley.

       Różdżka w mojej dłoni wykonywała skomplikowane akrobacje. Moje usta nie zamykały się ani na moment przez sypiące się zaklęcia. Poddanie się bez walki jest bardzo hańbiące, a ja mam swoja dumę i pewność siebie. Te zmutowane bestie jeszcze pożałują, że próbowały mnie dopaść.

       Płonąca iskra ognia wystrzeliła jak piorun, dosięgając gardła potwora. Druga bestia z krwiożerczym gniewem rzuciła się na mnie, czym tylko odparowałam dwa razy mocniejszym zaklęciem. Potwór upadł. Z bijącym sercem zdążyłam zauważyć wypalony znak upadłych aniołów i bestie rozmyły się w powietrzu. Nie zastanawiając się długo, ruszyłam dalej w głąb korytarzy, gorączkowo szukając wyjścia na powierzchnię. Musiałam się tu jakoś dostać. Jak było wejście, to było też wyjście. Spadając w ciemność urwiska straciłam przytomność pod wpływem silnych wpływów działających na niekorzyść czarownicy. Zbudzając się, leżałam na zimnej posadzce jednego z korytarzy, a gdy zaczęłam zagłębiać się w korytarzach, na mój kark spadły dwie zmutowane bestie, którym wyraźnie wyznaczono jeden cel; zabić mnie.

      Doszłam do pewnego rodzaju rozwidlenia dróg. Jeden korytarz prowadził na wprost, drugi w lewo i następny w prawo. Korytarz prowadzący na wprost był dobrze oświetlony; za dobrze. Z kolei ten prowadzący w prawo był pogrążony w nieznanych ciemnościach, co także mi się nie podobało. Najbardziej przypadł mi do gustu korytarz prowadzący w lewo, gdyż oświetlony był na poziomie średnim i od niego prowadził wyrazisty zapach stęchlizny. Najbrzydsze korytarze skrywają największe tajemnice, prawda?

      Po kilku minutach ostrożnego stąpania po nierówno wyłożonej posadzce spostrzegłam schody prowadzące na niższe piętro, a po nich kolejne rozwidlenie dróg. Tym razem wyraźnie wiedziałam, że to nie są korytarze, którymi wędrowałam wcześniej, teraz były to tunele. A tunele z reguły dokądś prowadzą, prawda?

      Po obu stronach każdego z tuneli znajdowały się pochodnie, które płonęły niesamowicie jasnym ogniem. Jednak nawet one nie mogły rozjaśnić ciemności, na które wręcz skazane zostały tunele. Przy wyborze kolejnej drogi zastanawiałam się dłużej, tu nie było żadnej podpowiedzi co do wyboru. Byłam zdana na swoją intuicję, która nigdy mnie nie zawiodła. Jednak każdy ma prawo do pomyłki. Zbliżając się do lewego tunelu, tuż przy wejściu zauważyłam tajemnicze znaki. Odgarnęłam kurz z namalowanych znaków i spróbowałam sobie przypomnieć lekcje historii pana Flanagana. Gdy nic nie przyszło mi go głowy, podniosłam się i dopiero teraz zauważyłem pewien bardzo istotny szczegół. Cała posadzka była pokryta grubą warstwą kurzu. Moje stopy zrobiły wyraźne ślady na podłodze, a ja wcześniej nie zdałam sobie z tego sprawy. Wniosek był jeden i to bardzo istotny. To miejsce nie zostało odkryte od wielu lat. Sądząc po ilości kurzu dawno nie było tu żadnej istoty, a jasne światło prowadzące z pochodni było Światłem Wiecznym. To światło nigdy nie gaśnie, a legendy głoszą, że Światło przestanie płonąć, gdy świat nie będzie mógł zaznać już odkupienia. Pierwszy raz widzę Światło Wieczne.

      Podeszłam do tunelu prowadzącego na wprost od schodów. Kucnęłam przy wejściu i spostrzegłam kolejne tajemnicze znaki, które jednak różniły od poprzednich. Odgarnęłam dłonią warstwę kurzu i odczytałam jedno słowo - "svartur". Podniosłam się i powędrowałam do prawego tunelu. Kolejny raz kucnęłam i odgarnęłam kolejną porcję kurzu, który niemiłosiernie brudził moją rękę. Tym razem tajemnicze znaki także różniły się od pozostałych, a pod nimi drobnym drukiem wyskrobano "rýtingur". Te słowa nic mi nie mówiły i po raz drugi podeszłam do lewego tunelu. Przyklęknęłam i skupiłam się na znakach. Skomplikowane zawijasy, nieznane mi kombinacje liter. Wszystkie znaki były "zamknięte" w cienkiej otoczce. Skupiłam się na niej i wtedy zauważyłam jedno słowo, które było mi potrzebne do rozwiązania zagadki - "upprunalega".

      Wstałam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Wszystko się zgadzało. Pradawna siedziba nie zmieniła się ani odrobinę od stworzenia świata. Oni umarli bez następcy. Umarli bez króla. Umarli nie dając żadnej przyszłości potomkom. Zostawili niewyobrażalne skarby, ale dziedzictwo umarło śmiercią naturalną. Nie dali nam żadnej wskazówki jak dalej postępować. Oni dali początek. My damy koniec.

      Upprunalega Svartur Rýtingur. Pierwotny Czarny Sztylet. Ludzie, którzy stworzyli zasady panujące wśród istot. Ludzie, którzy zapoczątkowali cały rodzaj ludzki. Ludzie, którzy byli wielcy, ale tak jednocześnie mali. Zdziałali wiele dla ludzkości, ale nie przewidzieli jednego; że kiedyś umrą. Myśleli, że życie jest wieczne. Myśleli, że ich czas będzie się ciągnął przez wieczność. Pierwotni dziwili się widząc jak ich ciało się zmienia, a gdy okazało się, że człowiek z ich grupy przestał oddychać, zapanowała panika. Wszyscy myśleli, że to kara za popełnione grzechy, lecz prawda jest taka, że była to po prostu starość. I tak umierali kolejni. Królowa Sordia była zasmucona tym faktem, a gdy umarł ostatni jej poddany, użyła mocy nabytej do stworzenia Światła Wiecznego. Poprzysięgła, że pochodnie przestaną płonąć, gdy świat, który stworzyła przestanie przestrzegać zasad, które wprowadziła. Nie będzie wtedy dla świata odkupienia. Wszyscy poumierają z niewiadomych przyczyn, tak samo jak jej poddani. Królowa chcąc oddać hołd swoim ludziom, zamknęła się w grobowcu i włożyła złoty miecz prosto w swoje serce, czym zamknęła ostatnią drogę do poznania tajemnicy Czarnego Sztyletu.

       Czarny Sztylet był skarbem, który wszyscy do dziś chcą poznać. Pierwotni szczycili się magią nabytą z otoczenia. Królowa Sordia popełniając samobójstwo, zamknęła się w grobowcu wypełnionym po brzegi reliktami potrzebnymi do odgadnięcia tajemnicy Sztyletu. W czasach dzisiejszych działa Bractwo Czarnego Sztyletu, które zabija nie tylko duchy, ale także zbiera wszystkie informacje o pradawnej mocy Pierwotnych. Gdybyśmy znali drogę do grobowca, rozwiązalibyśmy wiele zagadek dotyczących Czarnego Sztyletu, ale także moglibyśmy skończyć to, co zaczęła królowa; ocalić świat.

       Znaki na posadzce były znane tylko królowej, jednak wiadomo, że znaki dokądś prowadzą. Jestem tak blisko odgadnięcia zagadki. Może jednak nie dostałam się tu przypadkowo? Nikt tu nie był od wieków. Dostałam się ja. Nie wydaję mi się, aby trafił tu byle kto. 

- Jesteś Naznaczoną. - usłyszałam przy swoim uchu. 

      Serce podeszło mi do gardła, a cała moja pewność siebie natychmiastowo mnie opuściła. Nie miałam odwagi poruszyć się, stałam w tym samym miejscu i zwyczajnie zaczęłam się bać. Istota szeptająca do mnie latała wokół mnie z anielską gracją. Latała tak długo, aż do pradawnej siedziby wleciało jeszcze trzech duchów. Wszyscy okrążali mnie, a ja widziałam wyraźnie jak przez ich ciało przebija się otoczenie za nimi. To nie były duchy. To były Dusze.

- Dziewczę drogie, nie bój się. Jestem królową tego miejsca. Nazywam się Sordia. - Dusza przedstawiła się. - Nie zostałaś przyprowadzona tutaj przypadkiem. Jesteś bystra. Dość szybko odgadłaś znaczenie tej komnaty. Znaki Unil szybko zostały przez ciebie zauważone. Rozszyfrowałaś pierwszą pozostawioną przeze mnie zagadkę. Druga będzie należała do trudniejszych. Zajmie ci to więcej czasu, ale z moją pomocą poradzisz sobie błyskawicznie. Hayley, dasz radę?

- Tak. - wyszeptałam cicho.

- Gordon. - królowa Sordia przemówiła do Duszy, a on poleciał wprost na mnie. Przemknął przez moje ciało, a mój krzyk z bólu rozniósł się po całej komnacie.

- Onkel. - Sordia przemówiła do kolejnej Duszy, a on zrobił to samo co poprzedni.

- Martin. - kolejny rozkaz i kolejne przemkniecie przez moje ciało. Gorące łzy spływały po moich policzkach, a gardło po trzech potężnych krzykach domagało się wody.

- Nie zawiedź mnie, Hayley.

      Tym razem królowa Sordia przemknęła przez moje ciało, co dało dwa razy mocniejszy ból od poprzednich. Mój krzyk był dwa razy głośniejszy, a ja z bólu i wykończenia zemdlałam z myślą, że nie zawiodę królowej.



 ________________________________________________________
I co myślicie? ;D
Starałam się nad tym rozdziałem dwa razy bardziej niż zwykle i myślę, że wyszedł wręcz rewelacyjnie, chociaż przypomina mi jedną wielką lekcję historii.
Doszedł nowy wątek, nowe problemy, nowe zagadki do rozwiązania. Wychodzi na to, że rozdziały będą coraz ciekawsze :))
Forever Dreamer, jak podoba ci się rozdział? Mam nadzieję, że jesteś z niego zadowolona :))
Tak więc, nie przedłużając, zapraszam do komentowania :D
Do następnego :**