środa, 23 października 2013

8. - "Nikt nie wygra bez walki"

]HAYLEY]

      Silas wyprowadziła wszystkie czarownice z pomieszczenia. Sama kazała mi usiąść naprzeciw jej, a ja z pokorą wykonałam jej polecenie. Wewnątrz mnie wszystko buzowało. Jakaś cholerna przepowiednia ma mi zrujnować życie?! Nie, odpowiada mi ta monotonia powtarzająca się z każdym dniem. Nie potrzebuję zmian. Nie dość, że niedawno Zayn wyprowadził mnie z równowagi, to teraz Pierwsza mówi mi o jakieś przepowiedni. Trochę pokręcone, dziwne. Czemu nie może być wszystko poukładane? Zawsze musi się coś popsuć i schrzanić. To takie denerwujące. Chcesz nareszcie odpocząć, pomyśleć, a tu wyskakują ci z przepowiednią. Owszem, świat jest pokręcony i przez to powstaje trójwymiarowa głębia. Jak ktoś chce mieć wszystko proste, powinien żyć w świecie opartym na ekierce. Nie mówię, że nie chcę przeżywać wzlotów i upadków, po prostu chcę teraz odpocząć.

- Jesteś Naznaczona, Hayley. Jeszcze przed twoimi narodzinami Światłość zapieczętowała cię, abyś uratowała świat. - Silas spojrzała na mnie. - Dawno wiedziałam, że przepowiednia się spełni. Aniołowie szukali znaków na niebie, demony spoglądały w przeszłość i dopracowywały szczegóły, istoty nadnaturalne czuły inną atmosferę... Nie widziałaś dnia swoich narodzin. Wystąpiły wtedy nieznane zjawiska paranormalne, pogoda zadziwiała swoją mocą. Był to dzień magiczny. - wysłała mi pokrzepiający uśmiech. - Ale wtedy także z Fagry uciekł upadły anioł.  Wszyscy się go obawiali, a on zniknął bez śladu. Dopiero niedawno dał o sobie przypomnieć.. - Pierwsza spuściła oczy. - Wysyłał znaki, ostrzeżenia, byłam zmuszona przygotowywać się na twój proroczy sen, wyczekiwać go ze strachem... Ten upadły anioł ukradł Kamień Pokoju dzisiaj nad ranem.

      Przyswajałam nowe informacje z dziką szybkością. Jestem Naznaczona, mam ocalić świat przed buntem istot. Kamień Pokoju został skradziony, nie minie dużo czasu a zacznie się zamęt i spustoszenie. Istoty nadnaturalne przestaną darzyć się szacunkiem. A ja będę musiała to naprawiać. Będę skazana na niewiarygodnie duże ryzyko związane z upadłym aniołem. Nie na darmo te istoty przebywają w Fagrze. Mekendorzy strzeżą wrót Fagry zapewniając nam ochronę. Upadłe anioły są bardzo silne, a ich psychika po stracie posady zmienia się nie do poznania. Każdy boi się upadłych aniołów. Mają miano Niezniszczalnych.

- Są także Wybrani. Sześć przedstawicieli każdego rodu. W czasie narodzin zostali obdarzeni wspaniałą mocą, która mogła przynieść sławę i bogactwo, ale także zło i zgubę. Jednym słowem: ten dar mógł wiele wyrządzić; dobrego jak i złego. Tych sześciu Wybranych posiada wspólną krew. Posiadają tą samą linię rodzinną. Pochodzą ode mnie. - spojrzałam zaskoczona na Silas. - Ty i oni pochodzicie ode mnie. Macie moją krew. Ale to tylko ty odgrywasz najbardziej znaczącą rolę. To od ciebie zależą najważniejsze decyzje. Od ciebie wszystko zależy. Nie możesz od tego uciec, bo to cię zniszczy nim zauważysz.

      Sześciu Wybranych. Sześciu przedstawicieli rodów. Wampir, wilkołak, demon, anioł, hybryda... Elfy odpadają, one nie zamieszkują naszego środowiska. Ja odpadam, bo jestem Naznaczona. Więc, kto jest szóstym Wybranym? Mekendorzy, chochliki na pewno nie... Więc kto? Przecież to nie może być... Nie może... Przecież on nie da rady w starciu z upadłym aniołem. To musi być kto inny... To nie może być człowiek!

- Znasz wszystkich sześciu Wybranych. - zaskoczona spojrzałam na Pierwszą. - Rozmawiałaś z nimi wiele razy. Znasz ich dobrze. Znasz Ninę Dobrev... Zayna Malika...Harry'ego Stylesa... Louisa Tomlinsona....Nialla Horana... Liama Payne...

       Otworzyłam usta ze zdziwienia. Przecież to niemożliwe. Oni nie mogą pochodzić od Silas! Nie pozwolę im narażać się na niebezpieczeństwo! Przecież... Liam Payne? Przypomniałam sobie słowa Pierwszej i rzeczywiście powiedziała 'Liam Payne'. Tylko problem z tym, że ja go nie znam. A jeśli go nie znam, to znaczy, że to musi być człowiek... Silas powiedziała, że znam wszystkich, ale kiedy mogłam spotkać się ze śmiertelnikiem? Może to było wtedy, kiedy pomagałam czarownicy Alegrii? Ona często pracuje ze śmiertelnikami...

- Posłuchaj, Hayley. Wiem, że może to ci się wydawać strasznie trudne. Są takie rzeczy, które wolałabyś, żeby się nigdy nie wydarzyły, ale musisz je zaakceptować. Nie zawsze nasze życie musi być idealne. Czasem coś musi się zepsuć, żeby później mogło się naprawić i żeby było lepiej. W gorszych chwilach sądzi się, że to już koniec. Jego życie nie ma sensu, to wszystko jest do niczego. I może jest w tym trochę racji, ale nie można się załamywać. Trzeba podnieść się z nawet największej depresji i zacząć od nowa. Pokazać wszystkim jak bardzo się mylili i udowodnić samemu sobie, ile jesteśmy w stanie osiągnąć.

      Nauczyłam się już, że prawie każda sytuacja ma swoje dobre strony, wystarczy tylko postarać się je zobaczyć. Oczywiście trzeba w tym celu okazać zdecydowanie i silną wolę. Muszę wziąć się w garść i uratować ludzkość od zagłady. Boję się pomyśleć, co będzie, gdy brak Kamienia zacznie działać. To co może się stać, śmiało można nazwać Apokalipsą. Wściekłość i gniew, które rosły skrycie przez tyle lat mogą się teraz ujawnić i nikomu nie będzie do śmiechu. Każdy zauważy, że z jednej strony musi walczyć o przeżycie, ale z drugiej strony będzie go zżerał gniew, który musi przelać na istotę z innego rodu.

- Silas, jak wytłumaczyć wszystko Wybranym? - zapytałam, przy okazji dziwiąc się, że głos mi drży.

- Oni już wiedzą. - Silas puknęła trzy razy w biurko, a w drzwiach stanął strażnik. - Wprowadź. - nakazała mu.

      Odwróciłam się twarzą do strażnika i patrzałam jak odchodzi wykonując polecenie Pierwszej. Obróciłam się ponownie, by spojrzeć na zmęczoną i wyczerpaną psychicznie Silas. Czarownica wyglądała mizernie, co dopiero zauważyłam. Wcześniej byłam skupiona na użalaniu się nad przepowiednią, a teraz dostrzegłam te wszystkie szczegóły w naturze czarownicy. Zorientowałam się, że pomimo swoich magicznych mocy, Pierwsza nie chce być czarownicą o młodym wizerunku, woli być postrzegana jako czarownica mająca swoje lata. Nie wiem czemu tak myśli, może chce coś udowodnić?

      Nie miałam czasu już się nad tym zastanawiać. Do pomieszczenia weszła Nina, Zayn, Harry, Louis i Niall. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, a oni ponuro wkroczyli w głąb pokoju i usiedli cicho na kanapie. Wyczytałam z ich twarzy, że dowiedzieli się o całej sprawie. Spoglądałam na każdego z nich. Wzrokiem przymusowo zatrzymałam się na Zaynie. Patrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, które przepełnione były strachem, a zarazem odwagą. Jego oczy mnie zadziwiały, potrafiły w jednej chwili uwieść mnie doszczętnie, a potem sprowadzały mnie na ziemię, gdy stawały się nasycone zaciętością i odwagą.

      Wiem, że nie powinnam rozmyślać teraz o Zaynie, ale to jest silniejsze niż myślałam. Demon wzbudza we mnie dziwne, nieznane mi uczucie. Nie mam pojęcia, czy lubię go choć odrobinę, czy nienawidzę go za swój styl bycia. Z jednej strony podoba mi się jego zaciętość i odwaga, ale z drugiej jego pycha i pewność siebie doprowadzają mnie do czarnej gorączki. Zastanawiałam się, co dokładnie czuję do niego, czy cokolwiek czuję. Doszłam do wniosku, że Zayn nie jest mi obojętny. I chociaż nienawidzę siebie za to uczucie, gdzieś głęboko we mnie, skaczę z radości, że to czuję.

- Wydaje się wam, że nie jesteście gotowi, na ta wyprawę. Że nie dacie rady i zawiedziecie wiele istot. Ale pamiętajcie, wierzcie głęboko w swoje zwycięstwo. Nie poddawajcie się. Nikt nie wygra bez walki. - usłyszałam głos Josepha Flanagana, który niepostrzeżenie znalazł się w pomieszczeniu.

      Wszyscy odwrócili twarze, by spojrzeć na wilkołaka. Stał prosto i twardo patrzał na wszystkich, jakby chcąc uświadomić nam, że wszyscy musimy być twardzi i silni. Chciał, abyśmy uwierzyli w siebie, zebrali się na odwagę i stanęli w pozycji bojowej. Zacisnęłam zęby, złożyłam ręce na piersi i zapytałam zdecydowanym głosem:

- Gdzie jest szósty Wybrany? Kim on dokładnie jest? Dlaczego go tu nie ma?

- Nina, wiesz może kto to jest? - Silas zapytała moja przyjaciółkę, zdradliwie słodkim głosem.

      Zdziwiona i zaciekawiona pytaniem Pierwszej spojrzałam na Ninę i wyczekiwałam jej odpowiedzi. Wampirzyca z początku nie mogła zrozumieć, o co chodzi Silas, ale później jej oczy zmieniły barwę na płonący płomyk, który trwał zaledwie ułamek sekundy. Nina spuściła głowę i wydawało mi się, że starannie dobiera słowa. Czekałam w milczeniu, aż wypowie choćby jedno słowo i obserwowałam każdy jej ruch, jak zapewne każdy w tym pomieszczeniu.

- To on. Śmiertelnik, który nakrył mnie i Louisa na pożywianiu się ludźmi.

      Nina wyrzuciła z siebie szybko te słowa, jakby paliły jej język. Ponownie spuściła wzrok, a ja tymczasem spojrzałam kątem oka na Louisa, który po przyjacielsku poklepał Ninę po ramieniu. Przeniosłam wzrok na Pierwszą, która wykrzywiła usta w triumfalny uśmiech. Poczułam gniew i wściekłość na nią, bo zaczynała denerwować mnie swoim zarozumialstwem. Jednak te negatywne emocje szybko opadły, gdyż uświadomiłam sobie, że i tak dużo mi pomaga z całą ta sytuacją.

- Dokładnie, panno Dobrev. Chcę wam wszystkim powiedzieć, że ten człowiek wie o całej sytuacji i założyłam na niego siatkę ochronną, gdybyście mieli zachciankę się nim pożywić. Dałam mu także moc i siłę, by wam pomógł. A teraz słuchajcie, wasza wyprawa rozpocznie się niepostrzeżenie szybko. Zostaniecie przetransportowani na pewna wyspę. Jest ona bardzo ciekawa i jest trochę inna od innych wysp... Pamiętajcie, musicie zwyciężyć.

      Wgapiałem się bez słowa w Pierwszą i chłonęłam jej słowa szybko jak gąbka. Miałam wrażenie, że jej słowa zdradzały, że jednocześnie wierzy w nas, ale także ma wobec nas jakiekolwiek wymagania. Nie podobało mi się, że wszystko zależy ode mnie i Wybranych. I na dodatek ten śmiertelnik, którego na pewno będę musiała mnie na oku. Jakoś nie bardzo wierzę moim znajomym, że nie będę mieli ochotę wyssać z niego krew. A jak się na niego zdenerwują, do kompletnie w ich oczach będzie martwy.

      Usłyszałam nagły świst powietrza i w gabinecie pojawił się portal Trój Magiczny. Zdziwiłam się, gdy go zobaczyłam i zaczęłam się zastanawiać, po co Silas go przywołała. A potem gwałtownie poczułam nieznaną mi, magiczną siłę, która zaczęła mnie pchać w stronę portalu. Spojrzałam na pozostałych, oni także zostawali popychali przez "coś". Nina złapała się Harry'ego w pasie, a on kurczowo trzymał się kanapy. Louis używał swojej podwójnie wzmocnionej siły i z całych sił zapierał się przed tym "cosiem". Zayn złapał się na pobliskiej szafki i patrzał na mnie, wywołując u mnie lekkie poczucie żalu do samej siebie, że nie mogę nic zdziałać.

- Od wyjazdu macie miesiąc czasu, by zdobyć Kamień Pokoju. Hayley, bez Kamienia nie będziesz mogła przywołać teleportu. Czyli macie czas od teraz. - "coś" popchał nas tak mocno, że nas wszystkich dzieliły milimetry od teleportu. - Ta wyspa to Ciemnogród! - usłyszałam głos Silas, w momencie, gdy zostałam wciągnięta przez teleport..

 ________________________________________________________
No nareszcie teraz rozpocznie się prawdziwa akcja. Starałam się nad tym rozdziałem jak mogłam, by wytłumaczyć Wam wszystko, co się działo. Mam nadzieję, że wszystko zrozumieliście i że Wam podobała się ta notka.
I teraz: Serio? Pod poprzednim rozdziałem były tylko trzy komentarze. Proszę, ślicznie proszę, aby pod tym rozdziałem, każdy kto czyta to opowiadanie, napisał komentarz, choćby jedno zawarte słowo.
Proszę, pokażcie, że mam dla kogo pisać.
Kocham Was.! <3 Do następnego :**

piątek, 18 października 2013

7. - Ustawki

[NIALL]

      Spojrzałem na Silas, która energicznie zapisywała coś w swoim dzienniku. Pokręciła przecząco głową, skreśliła napisany wyraz i ponownie zabrała się do pisania. Odwróciłem głowę i skierowałem swój wzrok na drewniane drzwi, za którymi było słychać głos Michaela Madlocka. Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyłem go z demonem. Został niesiony przez dwóch ochroniarzy, a Michael dumnie kroczył ku Silas. Ta spojrzała na niego i wykrzywiła swoje usta w przebiegły uśmiech. Czyli jednak wyprawa się udała.

      Pierwsza bardzo ufała Michaelowi. Posyłała go ostatnio cały czas na jakiekolwiek wyprawy. Ostatnio wbił kołek jakieś wampirzycy, a teraz miał uprowadzić tego demona. Co dziwne, Michael jest z siebie dumny. Te wszystkie zadania sprawiają mu radość. Zacisnąłem ręce w pięści, zirytowany faktem, że nie zachowuje się jak anioł. Co z tego, że był demonem! Przeszedł na jasną stronę, powinien wiedzieć, że jego zachowanie musi ulec zmianie. Nie mam pojęcia czemu Silas pozwoliła mu przejść na przeciwną posadę. Zawsze trzeba mieć jakiś ważny powód. Nie sądzę, by Michael go miał. Od początku mu nie ufałem. Teraz także.

      Nie mówią mi dużo o tym całym zamieszaniu. Wiem tyle, że jestem Wybranym razem z tym przyprowadzonym demonem, i tą wampirzycą. Natomiast czarownica Hayley jest Naznaczona. Tylko tyle mi powiedziano. Silas wyjaśniła mi, że wszystkiego dowiem, jak będą obecne wszystkie istoty. Wydaję mi się, że nie będę musiał długo czekać. Za niedługo Michael uda się po wampirzycę i hybrydę. Mam nadzieję, że nie będę musiał długo siedzieć w tym nieprzytulnym pomieszczeniu.

      Nie powiedziałem, gdzie jestem? Jestem w Sali Przysięgłych. Przynajmniej byłem tak przed chwilą. Teraz dwóch strażników zaprowadziło mnie do pewnego pomieszczenia, w którym będę musiał przebywać przez najbliższe dni. Boją się, że ucieknę. Dlatego wpakują do jakieś pomieszczenia tego demona, a wkrótce do niego dołączy wampirzyca i hybryda.

- Aniele, zmiana planów. - usłyszałem - przygotuj się. Pomożesz Michaelowi zapolować na wilkołaka.

      Świetnie, zostałem wciągnięty w jakieś nieczyste gierki. Czy oni nie mogą zrozumieć, że można inaczej załatwić TE sprawy? Ale oczywiście, przemoc i fałszywość zawsze wygrywa. A na dodatek Michael ma odwalać te brudne roboty. Natomiast Pierwsza wszystkim dowodzi. Dobrze, doskonale wiem, że czarownice szczycą się przebiegłością i sprytem, ale serio? Rozmowa według mnie jest stanowczo lepszym wyjściem.

      Wyszedłem z pomieszczenia i jeszcze raz dzisiejszego dnia stanąłem w Sali Przysięgłych. Zobaczyłem Michaela przy drzwiach, który rozmawiał ze strażnikowi. Wgapiałem się w niego, a on gdy mnie zauważył, przywołał ruchem dłoni. Podszedłem do niego, a on wyszczerzył usta w chytry uśmieszek.

- I co? Gotowy zapolować na wilczka? - zapytał szyderczo.


***


      Kroczyłem dumnie po brukowanych przedmieściach Londynu. Szedłem za Michaelem, a on rozglądał się po okolicy. Wiedział, że nie chcę tu być. A kto by chciał? Jestem aniołem. Czy tak trudno to zrozumieć, że przemocą się nic nie zyska? To tylko pogorszy sprawę. Rozmowa. Wymiana zdań. Tylko trochę zaciętości jest potrzebne do tego. Ale Michael woli zabawę.  Grę w kotka i myszkę. Upadły demon uwielbia sprytne sztuczki. To cały on.

- Stań z boku. O tam. - Michael pokazał mi palcem. - Stój tam i obserwuj. Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim.

      Pokiwałem głową i poszedłem w wyznaczone miejsce. Czułem się jak dzieciak, który jest niezwykle bezbronny. Jak Michael powiedział 'gdy będzie po wszystkim' pierwsze co przyszło mi na myśl, to to, że upadły demon zabije wilkołaka. Ale oczywiście tego nie zrobi. Gdyby to zrobił spotkała by go sroga kara. Silas skazałaby go do Czeluści Ognia. Nie zawahałaby się ani przez moment. Michael byłby stracony.

      Michael rozglądał się dookoła. Chodził powolnym krokiem po brukowanych uliczkach. Nagle przystanął. Wyostrzyłem swój anielski wzrok i ujrzałem wysokiego bruneta w lokowanych włosach. Szedł prosto do Michaela. Upadły demon uśmiechnął się szeroko i podał wilkołakowi dłoń witając się. Rozmawiali zagłębieni w rozmowie, a potem Michael zaczął kierować go w moją stronę. Serce zabiło mi mocniej. O nie, nie mam ochoty spotkać się z tym krwiopijcą. Na twarzy Michaela automatycznie pojawił się chytry uśmieszek, natomiast wilkołak zacisnął pięście, gdy mnie zobaczył. A potem wydarzyło się coś czego nie spodziewałem się ani ja ani wilkołak i możliwe, że nawet nie przewidział tego Michael. Wszyscy troje spojrzeliśmy na to samo miejsce. Kilka metrów od nas stała TA wampirzyca i TA hybryda.  Wampirzyca uśmiechnęła się do mnie i zapytała z jadem w głosie:

- Jakiś problem, aniołku? Wydaję mi się, że nie powinieneś tu być.

      Spojrzałem bezradnie na Michaela. Co robić? Odpowiedź przyszła szybko. Nastała ciemność. Michael użył swoich mocy, by zasłonić niebo tylko dla nas. Istoty nadnaturalne zaniepokojone spojrzały na siebie i posyłały sobie pytające spojrzenia. Wilkołak chciał podejść bliżej wampirzycy, jednak Michael przewidział jego ruch i użył wielkiej dawki zapachu wanilii, by ogłuszyć wilkołaka. Wampirzyca w jednej chwili rzuciła się na upadłego demona, a on wyciągnął drewniany kołek ku niej. Cofnęła się i usłyszałem tylko jej ciche słowa 'To ty.' Prawdopodobnie Michael użył kołka, nie wiedziałem już co dalej było, bo hybryda korzystając z okazji rzuciła się na mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem przygotowany na atak, jednak ochroniła mnie naturalna tarcza anielska. Szczerze mówiąc, pierwszy raz mi się przydała.

      Nie lubię uczestniczyć w bójkach, ba! w ogóle w nich nie biorę udziału. Zajmuje się przeważnie doskonaleniem mocy naturalnych. Od czasu do czasu pomagam czarownicom załatwiając pewne sprawy w jasnej stronie. I to wszystko. Jakieś ustawki, przekręty - w to się nie pakuję. Jestem świętoszkiem, nie powinno was to dziwić. Posada anioła jest bardzo zasadnicza. I to też nie powinno was dziwić.

      A co z tą hybrydą? Moja tarcza sparaliżowała go. Istota nadnaturalna uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, więc ze zdwojoną siłą zaatakowała tarcza obronna. To się nazywa sprawiedliwość. Spojrzałem na Michaela, który w tej chwili otworzył portal Trój Magiczny,a z niego wyszło dwóch ochroniarzy, którzy zebrali z ziemi wilkołaka i wampirzycę, a potem Michael nakazał im wziąć hybrydę. Upadły demon przywołał mnie ruchem dłoni, a ja z wysoko podniesioną głową ruszyłem do niego. Uśmiechnięty szyderczo Michael wskazał portal, a ja ruszyłem do niego. Za mną podążył upadły demon.


***


- Spisaliście się, panowie. - Silas spojrzała na Michaela zadowolonym wzrokiem.

      Nie czekałem co powie dalej. Poszedłem prosto do tego nieprzytulnego pomieszczenia, w którym wcześniej musiałem siedzieć. Jeśli Pierwsza uważa, że jestem Wybranym w jakieś tajemniczej sprawie, nie będę jej przeszkadzać. Jestem ciekawy, co się wydarzy, i chociaż ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to będę wytrwale czekał, aż wszystko potoczy się swoim tempem. Nic na siłę.

      Usiadłem na czerwonym fotelu i tępo wgapiałem się w półki z książkami. Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju, dopiero uświadamiając sobie jakie jest duże. Ściany pomalowane zieloną farbą sprawiały wrażenie przytulnych, jednak drewniane meble zakłócały ten urok, przez co pokój wywoływał obojętne i ponure odczucia. Przeleciałem wzrokiem po regałach i uświadomiłem sobie, że nie jestem sam w pomieszczeniu. W roku, oparty o ścianę stał dorosły wilkołak. Patrzał się na mnie uważnym wzrokiem, a ja wstałem widząc w nim zagrożenie.

- Jesteś trzecim aniołem, z którym mam okazję porozmawiać.

      Wytrzeszczyłem oczy. Wilkołak mówi do mnie ze spokojem, bez cienia sarkazmu czy jadu głosie. Zawsze istoty nadnaturalne rzucają się na mnie ze złością i gniewem, a tu taka odmiana. Uznałem, że wilkołak posiada duże umiejętności, ponieważ trudno ukryć się przed aniołem. Wyczuwam aurę wszystkich ludzi, istot, a poza tym mam bardzo wyostrzony wzrok. Wilkołak musiał się bardzo dobrze zamaskować, co również jest nowością.

- Potrzebujemy cię, aniele. - zaczął wilkołak. - Nazywam się Joseph Flanagan i jestem tu po to, by uświadomić ci twoją rolę w tym.. w tej sytuacji... - podszedł do mnie bliżej. - Czarownica Hayley Williams jest Naznaczona, ona będzie odgrywała najbardziej znaczącą rolę. Ale jest także pozostałych sześciu Wybranych, i ty jesteś właśnie Wybranym. To może od ciebie będzie zależało życie jakiegoś członka wyprawy. Pamiętaj o tym, że to nie jest zwykła wyprawa... Tyle mogę ci powiedzieć. Więcej dowiesz się w swoim czasie, od Silas.

      Spojrzałem uważnie na niejakiego Josepha. Jego aura była złota z odcieniami czerni. Aura pokazywała, że mówił szczerze, lecz zatajał przede mną pewne ważne informacyjne. Przez ułamek sekundy chciałem na niego naciskać, ale dałem spokój. Nie będę poganiał losu. Co ma być, to będzie. Będę cierpliwie czekał, aby dowiedzieć się więcej o swoim przeznaczeniu i o tym czego dotyczy ta tajemnicza wyprawa.  Widząc jak wilkołak zbiera się do wyjścia z pokoju zadałem mu znaczące pytanie:

- Przeżyję?

      Joseph Flanagan odwrócił się i spojrzał na mnie zakłopotanym wzrokiem. W jego oczach zobaczyłem ból i niepewność. Jego aura natomiast była koloru szarego. Bał się. Nie wiedziałem jak odebrać te uczucia i wytrwale czekałem na odpowiedź wilkołaka.

- Nikt tego nie wie.

 ________________________________________________________
Oto następny rozdział. Pisałam go dłużej niż zwykle i dużo czasu zajęło mi dopracowywanie szczegółów.
Jest dużo Michaela, ponieważ zależało mi, abyście poznali go bliżej, a także wcieliłam bardziej Josepha Flanagana. Wcześniej były tylko wzmianki o nim, a teraz - nareszcie - odegrał bardziej znaczącą rolę.
Nie przedłużając, bardzo proszę o komentarze, i zapraszam na drugiego bloga:
 Ten rozdział dzieje się dzień wcześniej przed poprzednim, czyli snu Hayley jeszcze nie było.
Zapraszam do komentowania :)

czwartek, 10 października 2013

6. - Nocny koszmar - przepowiednia

 [ HAYLEY ]
Biegłam pomiędzy drzewami z różdżką wycelowaną na postać uciekającą przede mną. Rzucałam zaklęcia, jednak z mojej różdżki nie wyskakiwał żaden strumień światła, żaden pył. Jednak nie poddawałam się, wymawiałam coraz bardziej wyszukane zaklęcia. Skupiłam się tylko na mojej mocy. Znowu nic. Za wszelką cenę chciałam dogonić tego mężczyznę w przodzie. Widziałam jak trzyma pewną rzecz w dłoni. Wiedziałam, że nigdy nie powinien jej trzymać. Nigdy. Biegłam i biegłam. Unikałam gałęzi drzew i wyrastających kamieni z ziemi. Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w tym lesie, coraz bardziej traciłam z oczu tego człowieka. Stawał się coraz bardziej mniejszy. Był coraz dalej. Ponownie spróbowałam użyć jakiegoś zaklęcia. Znowu nic. Spojrzałam bezradnie na różdżkę w mojej dłoni. Jednak to nie była różdżka, lecz zwykły patyk... Zaczęłam coraz szybciej biec. Biegłam ile sił w nogach. Nagle poczułam jak gałęzie oplatają moje nogi i ręce. Zaczęłam się wyrywać, szarpać, a gałęzie coraz bardziej i mocniej zaciskały swoje gałęzie. Ostatni raz spojrzałam na mężczyznę. Zatrzymał się i z drwiącym uśmieszkiem przyglądał mi się. Zauważył, że skupiłam swój wzrok na rzecz  w jego dłoni. Zaśmiał się drwiąco i uniósł rękę wyżej. Zauważyłam, że trzymał kamień. Ale nie byle jaki. Trzymał Kamień Pokoju. Powoli zaczął wyciągać z kieszeni coś długiego. Moją różdżkę. Wycelował ją we mnie, a potem szepnął ledwo słyszalnie, lecz bardzo zdecydowanie:
- Avada Kedavra.


      Gwałtownie poderwałam się z łóżka. Byłam cała spocona, a serce biło mi jak szalone. Oddychałam szybko i nierówno. Moje dłonie były rozpalone, gorące - co źle świadczyło. Gdy dłonie czarownicy stają się gorące, dzieje się wtedy coś złego. Ostatni raz, gdy mój ród miał rozpalone dłonie, mekendorzy zbuntowali się. Ale to było dwa wieki temu. Ale nie wszystkie czarownice są "powiadamiane", tylko te wybrane... Nie dość mam problemów? Najpierw tajemnicza sprawa z kołkiem u Niny, potem wczorajsza sytuacja z Zaynem, teraz te dłonie. Czuję się jak w jakimś marnym serialu, gdzie ludzie piszący scenariusz chcą tylko pogrążyć głównych bohaterów. Przereklamowany temat jak dla mnie. No ale cóż, czarownicą nie każdy może być.

      Zrzuciłam z siebie ciepłą kołdrę i założyłam na nogi mięciutkie kapcie. Pstryknęłam palcami i byłam gotowa stanąć przed Stowarzyszeniem Czarownic. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o różdżce. Zajrzałam pod poduszkę, wyciągnęłam rękę, by ją chwycić, jednak jej tam nie było.. Spanikowana rzuciłam poduszkę na podłogę. Zajrzałam pod prześcieradło, myśląc, że może przypadkowo tam ją schowałam. Jednak tam jej nie było. Przeszukałam całe łóżko. Cały pokój. I nic. Kompletne zero. Zaczęłam rzucać ręczne zaklęcia przywołujące. "Accio! Różdżka! Accio! Różdżka!" Jednak nic się nie działo. Nagle przypomniałam sobie swój sen. Ten, w którym goniłam tajemniczego mężczyznę, który mnie później zabił. Niech ja go kiedyś dorwę... Ale on mi coś zabrał. Coś bardzo ważnego. Bardzo.

- Ukradł mi różdżkę. - powiedziałam na głos.

 ***

      Z hukiem otworzyłam drzwi wejściowe do Hali Przyjęć. Wtargnęłam do gmachu budynku i skierowałam swe kroki do gabinetu Silas. Najstarsza z najstarszych na pewno wyjaśni mój sen. W końcu to Pierwsza. Strzelam, że mój sen był proroczy. Nie codziennie śni się o Kamieniu Pokoju. I niecodziennie ktoś cię zabija swoją własną różdżką. I nie codziennie używa się w snach najstraszniejszego i najmocniejszego w skutkach zaklęcia. I na dodatek ta wyspa występująca we śnie. Skąd wiem, że to była wyspa? Poznałam po rodzaju drzew. Ich pnie były czarne i połyskiwały złotem, a liście migotały we wszystkich odcieniach błękitu. Jednak te drzewa choć są niesamowicie piękne, budzą największy strach. Pod wpływem jednego zaklęcia potrafią cię udusić i wyssać z ciebie duszę. Zostawiają tylko ciało. Te zaklęcie jest nielegalne, ale także ściśle tajne. Tego zaklęcia może użyć każdy. Nie tylko czarownice. Po elfy, demony, wilkołaki aż po śmiertelników. Zaletą w tej sytuacji jest to, że na tę wyspę strasznie trudno się dostać. W końcu to Ciemnogród. Wyspa nie byle jaka. Inna od wszystkich. Jedyna w swoim rodzaju. Ściśle tajna. Nawet ja nie wiem, jak się na nią dostać.

     Stanęłam pod drzwiami z wywieszoną plakietką "Silas". Otworzyłam malutkie okienko i cicho szepnęłam hasło dla czarownic. Następnie zostałam wciągnięta przez niewidzialny wir i z ogromnym łoskotem wylądowałam w gabinecie. Jednak nie na fotelu, na którym powinnam wylądować, tylko na twardej podłodze. No tak, nie umiałam jeszcze lądować... O czym boleśnie się przekonałam. Dziewiętnaście lat uczę się lądować na fotelu, a jeszcze nie umiem. Nie uczyłam się jako miesięczne dziecko. Tydzień po narodzinach wyglądałam jak siedemnastolatka.  Nie miałam żadnego dzieciństwa. Nie bawiłam się lalkami. Nie byłam w żadnym szczeniackim związku. Tylko nauka czarów, określanie kategorii zaklęć, wkuwanie na pamięć formułek. Sama nuda. O i jeszcze nauka niewidzialności i sprytu. Te zajęcia były akurat ciekawe, ale były bardzo rzadko, bo zaklęcia najważniejsze.

      Z widniejącym grymasem na twarzy wstałam z podłogi, otrzepałam spodnie z nieistniejącego kurzu, poprawiłam włosy  i skierowałam wzrok na biurko należące do Silas. Za biurkiem tradycyjnie siedziała Pierwsza, która miała utkwiony we mnie wzrok. Jak wszystkie inne czarownice w pomieszczeniu. Nigdy nie widziałam, żeby w tym gabinecie zjawiły się naraz wszystkie czarownice. Najwyżej trzy naraz były w pomieszczeniu, ale wszystkie dwadzieścia jeden? Nowość.

- Miałaś sen, w którym ukradziono Kamień Pokoju i zabrano ci różdżkę? - usłyszałam bardziej oznajmiający ton głosu Silas.

      Patrzałam pytającym wzrokiem na Pierwszą. jednak gdy otrząsnęłam się z tego szoku szybko pokiwałam głową. Skąd Silas wiedziała o moim śnie? O ile mi wiadomo nie można wejść do umysłu czarownicy, a sny są prywatne. Spojrzałam na inne czarownice w pomieszczeniu. Jedna nerwowo obgryzała paznokcie, druga miała rozbiegany wzrok, trzeciej zaczęły trząść się ręce. Niektóre siedziały prosto i patrzyły się wprost przed siebie, a inne były na skraju wytrzymałości. Miały zaszklone oczy i dygotały ze strachu.

- Co się stało? O co chodzi w tym snem? O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyczałam z podenerwowania.

      Silas odsunęła krzesło i podeszła do mnie. Powolnym ruchem położyła mi swoje dłonie na moje ramiona. Popatrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym bólem i cierpieniem, a po chwili wyszeptała:

- Spełniła się przepowiednia.


 ________________________________________________________
Rozdział mi osobiście nie przypadł go gustu. Według mnie jest za krótki i źle napisany. Pisałam go w zeszycie, ponieważ komputer mi się popsuł i gdy go przepisałam na bloggera to wydawał się cholernie krótki. Rozpisałam niektóre akapity i wydaje mi się, że jest lepiej niż było, jednak i tak, najbardziej zależy mi na waszej opinii, tak więc do następnego.
Z góry przepraszam za błędy!
Komentarze karmią wenę.

Jeśli za mną podążysz, tylko się zgubisz.

czwartek, 3 października 2013

5. - Demon, który kocha

      Stałem w odosobnionej uliczce. Otaczające mnie ściany zostały ozdobione przeróżnym graffiti, na które uwielbiałem patrzeć. Uspokajały mnie. Przestawałem myśleć o swoich problemach.  Na moment przestawałem żyć. Nie czułem nic. Mogłem nareszcie odpocząć. Widziałem tylko otaczające mnie rysunki. Byłem spokojny...  Zwariowałeś, Zayn.

      Zobaczyłem ją. Dziewczynę, która ostatnio wypełniała mój umysł. Codziennie o niej myślałem. Wszędzie ją widziałem. Jej uśmiech i głębokie oczy widniały na każdej napotkanej twarzy. Słyszałem jej głos, gdy zasypiałem. Jej niesamowity śmiech. Była wszędzie. Prześladowała mnie w snach. Była w moim pokoju. Nie było dnia, gdybym jej nie widział. Gdyby nie rozmawiała ze mną w moje zatrutej podświadomości. Jej rude włosy powiewały przy każdym podmuchu wiatru. Jej zgrabne ruchy widziałem przed oczami. Czułem jej dotyk... Oszalałeś, Zayn.


      Wziąłem ostatni głęboki oddech i zdeptałem ponownie leżącego na ziemi papierosa. Zatrzymałem się na moment w miejscu i spojrzałem na szklane drzwi. Była za nimi. Ruszyłem przed siebie. Mój wzrok spoczywał na niej. Szedłem przed siebie nie zwracając uwagi na inne istoty nadnaturalne. Najważniejsza była ONA. Moja prześladowczyni.


Dziewczyna, która zawładnęła moim umysłem.
Dziewczyna, o której ostatnio ciągle myślę.
Dziewczyna, dla której zwariowałem.

- Cześć Hayley.

      Młoda czarownica sprawiała wrażenie zakłopotanej. Pod wpływem zderzenia ze mną upuściła napój, który trzymała w dłoni. Spojrzała na mnie bezradnie, westchnęła cicho i poprawiła idealnie leżące na niej czarne Ray-bany. Popatrzyłem na nią przepraszająco. Hayley przekręciła głowę w bok i uśmiechnęła się lekko. Następnie spojrzała na mnie i powiedziała swoim wspaniałym głosem:

- Cześć Zayn.

      Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Nic nie mówiliśmy, a jednak nie odczuwałem ciężaru ciszy. To dziwne, bo potrafią tak tylko prawdziwi i wielcy przyjaciele. A przyjaźń przeważnie zyskuje się po kilku latach znajomości. Hayley jest zaledwie moją znajomą. Znam tylko jej imię, nie historię. Tak więc, czemu czułem się swobodnie, wpatrując się w Hayley bez słowa? Dlaczego sprawiało mi przyjemność, jak mrugając trzepotała rzęsami? Dlaczego podobało mi się, gdy wykrzywiała kąciki ust do nieśmiałego uśmiechu? Zakochałeś się, Zayn.


      Moje marzenia to rzecz bardzo piękna, ale nie wolno mi zapominać, że są zupełnie nierzeczywiste. Mam zaróżowiałe niebo i zielony, kwietny raj w głowie, ale doskonale widzę, że przede mną leży uciążliwa do przebycia droga i że dookoła mnie gromadzą się ciemne chmury grożące nawałą. Mam jeszcze długą drogę do przebycia, lecz nie poddam się. Poznam JĄ. Jestem pewien.
      Tak, jestem zbyt pewny siebie. Ale co w tym złego skoro chciałbym wreszcie zaznać upragnionego szczęścia? Demon nie może kochać? To uczucie jest przeznaczone tylko dla śmiertelników? Byłem człowiekiem i nie zaznałem tego uczucia. Sądzę, że będąc demonem będę musiał to w końcu zaznać. Mówisz, że zakochałem się przymusowo, celowo? Nie znasz mnie. Nie wiesz co czuje. Ale wiedz, że chyba nienawidzę siebie za to, co czuję, jak czuję i do kogo. Nie umiem tego wytłumaczyć, bo nie jestem w stanie samemu to pojąć.

- Wiesz co, Zayn? Dochodzę do wniosku, że nic w tobie nie jest typowe,przewidywalne. Nigdy nie sądziłam, że zagadasz do mnie bez żadnego powodu i będziemy stali koło siebie w milczeniu. - usłyszałem dobiegający głos Hayley.

      Spojrzałem na nią zdziwiony. W myślach przytaknąłem, że ma całkowitą rację. Ja się zakochałem. Oszalałem. Zwariowałem. Przypadła na mnie Klątwa Demona. Klątwa jedyna w swoim rodzaju. To tak jakby potępienie, które przypadło wraz z przemianą. Pocieszeniem jest to, że zdarza się przy pierwszym zauroczeniu. Tak, pierwszy raz się zakochałem. Dziwne, prawda? Od mojej przemiany minęło już prawie 170 lat. I w ciągu tych 170 lat nie zakochałem się ani razu. Czekałem na Tą jedyną. Nareszcie ją odnalazłem. Hayley Williams. Nie mam pewności, że zostanie moim skarbem, kochaniem czy słoneczkiem. Mam pewność, że ją poznam. Tak długo byłem singlem. Mówiłem sobie - nic na siłę. Wtedy ona się pojawiła i od razu wiedziałem, że to ta jedyna, miłość mojego życia. Tylko czemu od razu musi być tyle problemów? Ten psychiczny ból, te cholerne halucynacje.


- Hayley... po prostu... - nie wiedziałem jak ułożyć słowa - chcę byś zmieniła o mnie zdanie.

      Moja ruda towarzyszka spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Widziałem te niezrozumienie mojej wypowiedzi w jej oczach. Jakby nie mogła zrozumieć, że powiedziałem te znaczące słowa. Jakby próbowała zaprzeczyć temu. Nie chcę, by Hayley myślała, że jestem tylko aroganckim, egoistycznym i zbyt pewnym siebie dupkiem. Wprawdzie jestem świnią. Tak bynajmniej mówią, a ja nie mam podstaw by nie wierzyć. Lecz prawdę mówiąc wiele ludzi zbyt powierzchownie mnie ocenia. Nie jestem zły. Cóż, ale kogo to obchodzi? Mają wyuzdane zdanie na mój temat. Proszę bardzo, myśl o mnie jak o największym cwaniaczku, ale i tak nie sprawisz, że będę cierpiał. Jestem silny, pamiętaj. Więc czemu, gdzieś w głębi duszy opinia Hayley na mój temat mocno mnie rani? Może to idiotyczne, ale cierpię. Nie pokazuję tego nikomu, ale cierpię.

- Zayn, nie rozumiem cię! Chcesz, żebym cię polubiła, ale nie robisz nic w tym kierunku! Stoisz z założonymi rękami, a we mnie tymczasem rośnie większa niechęć do ciebie! Zachowujesz się rozpieszczone dziecko! Nie dziw się, że inne istoty cię unikają. A ja też zaliczam się do tych "innych". 

      Słowa wypowiedziane przez Hayley wypełnione były jadem, który boleśnie ranił moją potępioną duszę.  Poczułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Dziewczyna, dla której zwariowałem mnie odtrąca! Nie pozwolę jej na to! Będę... kimś innym? Nie, nie po to się zmieniałem, by znowu powrócić do żałosnej postaci. Muszę być silny. Będę silny. Nie pozwolę, by wybranka mojego serca odtrąciła mnie. Pokażę jej, że jestem najbardziej upartym demonem, jakiego kiedykolwiek widziała na tym żałosnym świecie. Przekona się, że jeśli wyznaczę sobie cel będę do niego dążyć uparcie. Nawet po trupach.
       Hayley popatrzała na mnie z pogardą, wyminęła mnie i odeszła szybkim krokiem. Odwróciłem się, by zobaczyć jak odchodzi, gdy nagle w moim umyśle ułożyło się bardzo ważne pytanie. Teraz liczyły się tylko sekundy. Ruszyłem w sobie tą odważną cząstką i krzyknąłem:
- Hayley! Żałujesz, że mnie poznałaś?

        Czarownica stanęła w miejscu, a ja wolno zbliżałem się do niej. Hayley obracała się powoli i patrzała na mnie spokojnym wzrokiem. Czułem jak w myślach dokładnie zbiera myśli i starannie dobiera słowa. Teraz tylko od jej wypowiedzi zależało jak będziemy się do siebie odzywać w nadchodzących dniach. Wszystko zależy od Hayley.

- Ktoś kiedyś dał mi radę, abym nigdy niczego nie żałowała, bo przekonam się, że było warto.

      Ulga. Tylko to poczułem. Nie czułem smutku, gdy Hayley odchodziła z Hogsmeade. Czułem tylko przepełniającą mnie ulgę. To tak jakbym... dostał drugą szansę? Tak, chyba można to tak określić. Dostałem drugą szansę! Ja, Zayn Malik, dostałem drugą szansę! Drugie życie! Za nic w świecie nie mogę stracić tej szansy. Za nic. Choćbym miał ucierpieć. Przecież pierwsza miłość zawsze jest najpiękniejsza, prawda?

      Miłość to jest takie coś, czego nie ma. To takie coś, co sprawia, że nie ma litości... To tak jakby budować dom i palić wszystko wokół... Miłość to jest słuchanie pod drzwiami, czy to jej buty tak skrzypią po schodach, miłość jest wtedy, jak do czterdziestoletniej kobiety wciąż mówisz 'Moja Maleńka' i kiedy patrzysz jak ona je, a sam nie możesz nic przełknąć... Wtedy, kiedy nie zaśniesz, zanim nie dotkniesz jej brzucha... Wtedy, kiedy stoicie pod drzewem, a ty marzysz, żeby się przewróciło, bo będziesz mógł ją osłonić... Jaki z ciebie poeta, Zayn.

      Powoli zacząłem odchodzić z wioski.Moje nogi same mnie niosły przed siebie. Tak naprawdę nie pamiętam już, gdzie dokładnie miałem zamiar pójść. Pamiętam, że gdy byłem w połowie drogi nastała ciemność. Przystanąłem i zaczęłam rozglądać się dokoła.  Co do cholery ma być?! Jak normalny demon idę, a nagle światło gaśnie. Nowość na tym świecie...

      Cichy szelest za mną usłyszałem jakby ktoś wyrzucał granaty. Zapach ciężkich perfum uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Odwróciłem się. Zdołałem zobaczyć w tych egipskich ciemnościach pewną postać.  Osoba przede mną miała ubrany czarny płaszcz i patrzała na mnie wyczekująco. Nie wiedziałem co myśleć. O co chodzi w całej tej sytuacji?!

- Nazywam się Michael, demonie. - usłyszałem.

      Mężczyzna uniósł dłoń i odciął mi głowę. Zabił mnie. Ale nie wrzucił głowy do ognia. Czyli jednak mnie oszczędził...



Gotowe. Demon załatwiony. Co dziwne, nie sprawiał żadnych problemów. Ja będąc demonem byłem bardziej sprytniejszy od niego. No cóż, posada anioła też ma swoje zalety. Niedługo będę z tym demonem. Czekaj na mnie. Bardzo miłe zadanie mi przydzieliłaś, Silas.



 ________________________________________________________
 Rozdział szósty pisany z perspektywy Zayna. Cieszycie się? Pewnie wiele osób czekało na wątek Hayley i Zayna.  Mam nadzieję, że opisałam go dobrze, i że Wam się podoba. Przypominam o zakładce "Zapytaj bohaterów!".  Pewna osoba napisała, żebym ograniczyła dodawanie zdjęć, dlatego od teraz zdjęcia będą dodawane na początku rozdziału i na końcu, okej? Do następnego :*
                                                                     Komentarze karmią wenę.